Byle do Dublina

Legia zremisowała 1:1 (0:1) na własnym stadionie z St. Patrick's Athletic w pierwszym spotkaniu drugiej rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów. Gra mistrzów Polski nie zachwycała, ale remis to nie koniec świata.

Publikacja: 17.07.2014 02:00

To miał być mecz lekki, łatwy i przyjemny. Kibice Legii spodziewali się miłego lipcowego wieczoru spędzonego na stadionie ulubionej drużyny.

Początek spotkania mógł dawać złudną nadzieję, że wszystkie te plany się zrealizują. Piłkarze Henninga Berga nie pozwalali rywalom na tworzenie jakichkolwiek sytuacji pod własną bramką, ale sami też nie potrafili przeprowadzić groźnych akcji. Jednak Legia wracała do poważnej gry po długiej wakacyjnej przerwie, być może zawodnicy jeszcze nie do końca potrafili się porozumieć. Widzowie byli przekonani, że mistrzowie Polski po prostu potrzebują czasu, by znaleźć się na właściwych torach.

Dlatego na trybunach stadionu przy Łazienkowskiej zapanowała konsternacja, gdy goście z Irlandii oddali strzał na bramkę Dusana Kuciaka. Za chwilę przeprowadzili kolejną akcję, tym razem zakończoną golem. Ale gracze St. Patrick's nie mieli zamiaru oszczędzać legionistów i atakowali dalej. Obrońcy Legii bezradnie patrzyli, jak przeciwnicy co rusz znajdowali się w strzeżonym przez nich polu karnym. Tylko Opatrzności i niebywałemu szczęściu zawdzięczają to, że grający bez pomysłu Irlandczycy nie zdobyli więcej bramek. Legioniści z ulgą odetchnęli, gdy sędzia zakończył pierwszą połowę. Schodzących do szatni piłkarzy żegnały gwizdy.

Po przerwie gra Legii się nie poprawiła. Za to z minuty na minutę słabli zawodnicy St. Patrick's. I w tym mistrzowie Polski mogli upatrywać swojej szansy. Ale piłka jak od muru odbijała się od zmęczonych rywali, którzy od 60. minuty już nawet nie udawali, że będą próbowali atakować.

Publiczność głośno i w dosadnych słowach wyrażała swoje niezadowolenie. Ale nie pomagały ani prośby, ani groźby. Niektórym kibicom brakowało cierpliwości i już dziesięć minut przed zakończeniem meczu zaczęli opuszczać trybuny. Zapewne, gdy wrócili do domu, żałowali swojej decyzji.

Reklama
Reklama

W doliczonym czasie gry, gdy irlandzka obrona nie miała siły biegać i koncentrowała się tylko na wybijaniu piłki z pola karnego, Miroslav Radovic w końcu zdobył jedyną bramkę dla Legii.

Remis 1:1 nie jest spełnieniem marzeń legionistów, ale nie jest też powodem do rozrywania szat. Gra mistrzów Polski co prawda wołała o pomstę do nieba, ale występ St. Patrick's również nie był rewelacyjny. Za tydzień rewanż w Dublinie. Jeśli Legia wyjdzie na boisko mniej rozkojarzona, z mocniejszym postanowieniem zdobywania bramek i większym szacunkiem do przeciwnika, prawdopodobnie nie będzie miała większych kłopotów z awansem do kolejnej rundy.

Stawką kolejnego meczu będzie także powrót do łask kibiców, którzy remis z mistrzem Irlandii potraktowali jak porażkę. Po wczorajszym spotkaniu piłkarze potulnie stanęli przed trybuną zwaną "Żyletą", słuchali epitetów pod swoim adresem oraz zostali uświadomieni, że "w Dublinie tylko zwycięstwo". Potem z opuszczonymi głowami udali się do szatni.

Piłka nożna
Lech ma nowych piłkarzy, Legia ma Superpuchar Polski. Niespodzianka w Poznaniu
Piłka nożna
Naukowcy ostrzegają przed upałami. Czy Amerykanie są przygotowani na mundial?
Piłka nożna
Smutny początek sezonu przy Łazienkowskiej. Legia wygrała w ciszy
Piłka nożna
Klubowe mistrzostwa świata. PSG rozbiło Real i w finale zagra z Chelsea
Piłka nożna
Legia zaczyna sezon. Z nowym trenerem, ale bez nowych piłkarzy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama