– Chcemy grać w każdym meczu jak najlepiej, niezależnie od tego, czy jest to ekstraklasa, czy eliminacje do Ligi Mistrzów – zapewniał Henning Berg. Już wiemy, że jeśli chodzi o Ligę Mistrzów, były to słowa rzucone na wiatr.
Ale na krajowym podwórku piłkarzy z Warszawy zepchnąć z tronu od dwóch sezonów nie sposób. Próbował Lech, próbował Ruch, próbowały Lechia i Wisła. Z marnym efektem.
Brak konkurencji to główny problem Legii. Godnego przeciwnika nie ma też poza boiskiem, trzeci raz z rzędu znalazła się na szczycie raportu „Piłkarska liga finansowa" firmy Deloitte. Jej wpływy w 2013 roku wzrosły o 43 proc. – do 94,9 mln zł (drugi w zestawieniu Lech – 49,3 mln).
– Nie odczuwam z tego powodu satysfakcji. Staramy się porównywać do Europy. Dalej mamy dużo do zrobienia – przekonuje prezes Legii Bogusław Leśnodorski. – Wszystko sprowadza się do tego, by jak najwięcej zarobić. I nie wydawać więcej, niż się zarabia.
Bez spektakularnych zakupów
Transferowych szaleństw przy Łazienkowskiej więc nie było. Zgodnie z filozofią klubu sprowadzano młodych i perspektywicznych. Z GKS Katowice – 23-letniego bramkarza Łukasza Budziłka, z Arki Gdynia – dwa lata młodszego pomocnika Mateusza Szwocha, który ma być alternatywą dla Miroslava Radovicia i Ondreja Dudy. – Nie interesuje mnie siedzenie na ławce rezerwowych – zapowiada Szwoch.