Czas na porządki

Polskie kluby płacą piłkarzom za dużo, najwyższy czas to zmienić.

Publikacja: 22.07.2014 02:00

Bogusław Leśnodorski, współwłaściciel Legii, uważa, że szybciej niż przepisy finanse uzdrowi ciche p

Bogusław Leśnodorski, współwłaściciel Legii, uważa, że szybciej niż przepisy finanse uzdrowi ciche porozumienie prezesów klubów

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Prezes i jeden ze współwłaścicieli Legii otwarcie przyznał w rozmowie w Radiu TOK FM, że polska piłka jest przepłacana. To o tyle zaskakujące, że Bogusław Leśnodorski jest jedną z tych osób, które za taki stan rzeczy bezpośrednio odpowiadają. – Nic nowego nie powiedziałem, stoję na takim stanowisku od lat. Nie tylko zresztą ja – mówi Leśnodorski.

Pieniądze krążące w polskiej lidze nie mają żadnego uzasadnienia. Nasze kluby notują wyniki w pucharach wprost nieproporcjonalne do inwestycji i wydatków.

W zeszłym roku Lech Poznań, który dysponował budżetem 45 mln zł, odpadł w Lidze Europy z Żalgirisem Wilno, którego budżet szacowany był na nieco ponad 10 mln zł. W tym sezonie Lech niestety może powtórzyć ten czarny scenariusz. W pierwszym spotkaniu kwalifikacji do Ligi Europy przegrał w Tallinie z estońskim Nomme Kalju 0:1 i do awansu potrzebuje w Poznaniu dwubramkowego zwycięstwa.

Kominy płacowe

W tym sezonie Lech i tak już przeszedł poważne cięcia. Z list płac zniknął przede wszystkim Kolumbijczyk Manuel Arboleda, który zarabiał 420 tys. euro rocznie, a przed rundą wiosenną zeszłego sezonu dyscyplinarnie został wyrzucony Rafał Murawski, który otrzymywał 350 tys. euro rocznie. Wielkie czyszczenie odbywa się nie tylko w Lechu, ale i w pozostałych zespołach ligi.

– Zrobiliśmy przed tym sezonem trochę porządków – przyznaje Cezary Kulesza z Jagiellonii, która pozbyła się siedmiu zawodników z wysokimi kontraktami i zastąpiła ich tańszymi. – Pieniądze nie są wykładnikiem tego, jak zespół będzie grał. Poprzedni sezon skończyliśmy na 11. miejscu. Trzeba było coś zmienić.

Podobne myślenie zaczyna panować w pozostałych klubach ekstraklasy. Beniaminek Górnik Łęczna żadnemu z zawodników nie zapłaci powyżej 20 tys. zł miesięcznie. Piłkarze mogą zapracować na znacznie większe wynagrodzenia, wygrywając – za zwycięstwo mają (płatne na czas) 100 tys. zł do podziału na zespół.

Wisła Kraków do dziś nie może wyjść na prostą, po tym jak postawiła wszystko na jedną kartę i w 2010 r. za wszelką cenę starała się awansować do Ligi Mistrzów. Klub oddano w holenderskie ręce duetu trener Robert Maaskant i dyrektor sportowy Stan Valckx, a do Krakowa sprowadzono hurtowo doświadczonych zawodników z zagranicy, z którymi podpisywano wysokie umowy. Wszystko miało się zwrócić z nawiązką w Lidze Mistrzów. Tymczasem awansu nie było, a kontrakty do płacenia zostały. Do dziś zresztą – kilkanaście dni temu bułgarski napastnik Cwetan Genkow wygrał proces z krakowskim klubem i Wisła musi mu zapłacić 400 tys. euro.

Gdy my wznosiliśmy kominy płacowe, w innych krajach postanowiono pójść inną drogą. Viktoria Pilzno w sezonie 2011/2012 awansowała do fazy grupowej Champions League z budżetem w granicach 3 mln euro. W kolejnym doszła do 1/8 finału Ligi Europy, by w zeszłym znów wystąpić w fazie grupowej Ligi Mistrzów (zajęła trzecie miejsce w grupie i ponownie zagrała w fazie pucharowej LE, gdzie w 1/8 odpadła z Lyonem). Viktoria nie zachłysnęła się sukcesem – nie zwiększyła gwałtownie budżetu, wciąż bazowała na piłkarzach ściąganych z czeskich klubów, a swoje nowo wypromowane gwiazdy sprzedawała na Zachód. Pieniądze z występów w pucharach w części trafiały do właścicieli, a w części przeznaczano je na szkolenie i inwestycje.

Patrzmy ?na Czechy

By w ogóle marzyć o pieniądzach z UEFA, Legia jutro potrzebuje zwycięstwa w wyjazdowym starciu z półamatorami z irlandzkiego St. Patrick's. Legia, której budżet wynosi ponad 100 mln zł. – Liga się bardzo zmienia. Wszyscy widzą, co robią Czesi i Słowacy, my też zdajemy sobie sprawę, że czas zmienić priorytety wydatków – mówi Leśnodorski. – To, co wydawaliśmy na pensje, trzeba zacząć przeznaczać na szkolenie.  Przyszedł do las latem Arek Piech, który w Legii, mistrzu Polski, będzie zarabiał tyle, ile dostawał w Zagłębiu Lubin. Klubie, który spadł z ligi. To pokazuje skalę problemu.

W Czechach średnia pensja w lidze wynosi 60 tys. koron miesięcznie (ok. 9 tys. zł). Największa gwiazda – Pavel Horvath z Pilzna – zarabia ok. pół miliona koron miesięcznie. W Polsce w pewnym momencie dochodziło do takich wynaturzeń, że Grzegorz Bonin otrzymywał w Polonii Warszawa 960 tys. zł rocznie! To właśnie Józefa Wojciechowskiego, byłego właściciela Polonii, wiele osób oskarża o zepsucie rynku. – Powiedzenie, że to wina Wojciechowskiego, jest uproszczeniem – twierdzi Leśnodorski. – Aczkolwiek fakt, że nie ma już osób, które wstają rano i myślą: „A, wydam sobie dziś 5 mln euro", powoduje, że ten rynek odzyskuje równowagę. Już nikogo na to nie stać.

We wspomnianej audycji w TOK FM Leśnodorski opowiedział się za wprowadzeniem tzw. salary cap, czyli znanego chociażby z amerykańskich lig zawodowych odgórnie narzuconego limitu na pensje dla zawodników.  – „Salary cap" nie oznacza rezygnacji z gwiazd. Jasno określone przepisy mówią, że każda złotówka wydana ponad limit na pensje skutkuje koniecznością zainwestowania powiedzmy dwóch złotych w akademię młodzieżową. Bogatsze kluby będą mogły sobie pozwolić na sprowadzenie droższego w utrzymaniu piłkarza, ale nikt nie będzie sobie mógł pozwolić na trzech takich, którzy będą siedzieli na ławce lub trybunach – tłumaczy współwłaściciel Legii. Przyznaje jednak, że szybciej niż przepisy sprawę załatwi ciche porozumienie właścicieli i prezesów klubów ligowych. – I takie rozmowy trwają! Na razie w małych, dwu-, trzyosobowych grupach, ale widać wolę porozumienia. Nie twierdzę, że będzie rewolucja, ale drogą ewolucji dojdziemy do zmiany priorytetów. Znacznie więcej jest już ludzi kompetentnych i na innym poziomie mentalnym niż do niedawna. Skoro przez 15 lat szliśmy jedną drogą i nigdzie nas nie zaprowadziła, to czas znaleźć inną – deklaruje Leśnodorski.

Jeśli jego Legia odpadnie jutro z europejskich pucharów, nikt już chyba nie będzie miał wątpliwości, że czas na zmiany.

Prezes i jeden ze współwłaścicieli Legii otwarcie przyznał w rozmowie w Radiu TOK FM, że polska piłka jest przepłacana. To o tyle zaskakujące, że Bogusław Leśnodorski jest jedną z tych osób, które za taki stan rzeczy bezpośrednio odpowiadają. – Nic nowego nie powiedziałem, stoję na takim stanowisku od lat. Nie tylko zresztą ja – mówi Leśnodorski.

Pieniądze krążące w polskiej lidze nie mają żadnego uzasadnienia. Nasze kluby notują wyniki w pucharach wprost nieproporcjonalne do inwestycji i wydatków.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Piłka nożna
Puchar Króla jedzie do Barcelony. Realowi uciekło kolejne trofeum
Piłka nożna
Zamieszanie wokół finału Pucharu Króla. Dlaczego Real Madryt groził bojkotem?
Piłka nożna
Będzie nowy trener Legii? Pojawia się coraz więcej nazwisk
Piłka nożna
W sobotę Barcelona - Real o Puchar Króla. Katalończyków zainspirować ma Michael Jordan
Piłka nożna
Zbliża się klubowy mundial w USA. Wakacji w tym roku nie będzie