Podobne myślenie zaczyna panować w pozostałych klubach ekstraklasy. Beniaminek Górnik Łęczna żadnemu z zawodników nie zapłaci powyżej 20 tys. zł miesięcznie. Piłkarze mogą zapracować na znacznie większe wynagrodzenia, wygrywając – za zwycięstwo mają (płatne na czas) 100 tys. zł do podziału na zespół.
Wisła Kraków do dziś nie może wyjść na prostą, po tym jak postawiła wszystko na jedną kartę i w 2010 r. za wszelką cenę starała się awansować do Ligi Mistrzów. Klub oddano w holenderskie ręce duetu trener Robert Maaskant i dyrektor sportowy Stan Valckx, a do Krakowa sprowadzono hurtowo doświadczonych zawodników z zagranicy, z którymi podpisywano wysokie umowy. Wszystko miało się zwrócić z nawiązką w Lidze Mistrzów. Tymczasem awansu nie było, a kontrakty do płacenia zostały. Do dziś zresztą – kilkanaście dni temu bułgarski napastnik Cwetan Genkow wygrał proces z krakowskim klubem i Wisła musi mu zapłacić 400 tys. euro.
Gdy my wznosiliśmy kominy płacowe, w innych krajach postanowiono pójść inną drogą. Viktoria Pilzno w sezonie 2011/2012 awansowała do fazy grupowej Champions League z budżetem w granicach 3 mln euro. W kolejnym doszła do 1/8 finału Ligi Europy, by w zeszłym znów wystąpić w fazie grupowej Ligi Mistrzów (zajęła trzecie miejsce w grupie i ponownie zagrała w fazie pucharowej LE, gdzie w 1/8 odpadła z Lyonem). Viktoria nie zachłysnęła się sukcesem – nie zwiększyła gwałtownie budżetu, wciąż bazowała na piłkarzach ściąganych z czeskich klubów, a swoje nowo wypromowane gwiazdy sprzedawała na Zachód. Pieniądze z występów w pucharach w części trafiały do właścicieli, a w części przeznaczano je na szkolenie i inwestycje.
Patrzmy ?na Czechy
By w ogóle marzyć o pieniądzach z UEFA, Legia jutro potrzebuje zwycięstwa w wyjazdowym starciu z półamatorami z irlandzkiego St. Patrick's. Legia, której budżet wynosi ponad 100 mln zł. – Liga się bardzo zmienia. Wszyscy widzą, co robią Czesi i Słowacy, my też zdajemy sobie sprawę, że czas zmienić priorytety wydatków – mówi Leśnodorski. – To, co wydawaliśmy na pensje, trzeba zacząć przeznaczać na szkolenie. Przyszedł do las latem Arek Piech, który w Legii, mistrzu Polski, będzie zarabiał tyle, ile dostawał w Zagłębiu Lubin. Klubie, który spadł z ligi. To pokazuje skalę problemu.
W Czechach średnia pensja w lidze wynosi 60 tys. koron miesięcznie (ok. 9 tys. zł). Największa gwiazda – Pavel Horvath z Pilzna – zarabia ok. pół miliona koron miesięcznie. W Polsce w pewnym momencie dochodziło do takich wynaturzeń, że Grzegorz Bonin otrzymywał w Polonii Warszawa 960 tys. zł rocznie! To właśnie Józefa Wojciechowskiego, byłego właściciela Polonii, wiele osób oskarża o zepsucie rynku. – Powiedzenie, że to wina Wojciechowskiego, jest uproszczeniem – twierdzi Leśnodorski. – Aczkolwiek fakt, że nie ma już osób, które wstają rano i myślą: „A, wydam sobie dziś 5 mln euro", powoduje, że ten rynek odzyskuje równowagę. Już nikogo na to nie stać.
We wspomnianej audycji w TOK FM Leśnodorski opowiedział się za wprowadzeniem tzw. salary cap, czyli znanego chociażby z amerykańskich lig zawodowych odgórnie narzuconego limitu na pensje dla zawodników. – „Salary cap" nie oznacza rezygnacji z gwiazd. Jasno określone przepisy mówią, że każda złotówka wydana ponad limit na pensje skutkuje koniecznością zainwestowania powiedzmy dwóch złotych w akademię młodzieżową. Bogatsze kluby będą mogły sobie pozwolić na sprowadzenie droższego w utrzymaniu piłkarza, ale nikt nie będzie sobie mógł pozwolić na trzech takich, którzy będą siedzieli na ławce lub trybunach – tłumaczy współwłaściciel Legii. Przyznaje jednak, że szybciej niż przepisy sprawę załatwi ciche porozumienie właścicieli i prezesów klubów ligowych. – I takie rozmowy trwają! Na razie w małych, dwu-, trzyosobowych grupach, ale widać wolę porozumienia. Nie twierdzę, że będzie rewolucja, ale drogą ewolucji dojdziemy do zmiany priorytetów. Znacznie więcej jest już ludzi kompetentnych i na innym poziomie mentalnym niż do niedawna. Skoro przez 15 lat szliśmy jedną drogą i nigdzie nas nie zaprowadziła, to czas znaleźć inną – deklaruje Leśnodorski.