Celem Legii pozostaje awans do fazy grupowej europejskich pucharów. Trener Henning Berg do zeszłej środy krytykowany był za ciągłe rotacje w składzie i traktowanie rozgrywek ekstraklasy jako sprawy mniej ważnej. Fantastycznym zwycięstwem w pierwszym meczu z Celtikiem Legia i jej norweski trener kupili sobie trochę spokoju. W sobotę na mecz z Górnikiem Berg znowu wystawił rezerwy, znowu stracił punkty, ale tym razem nie było ani gwizdów z trybun, ani narzekań dziennikarzy.
Legia wciąż ma więc tylko jedno zwycięstwo w lidze (nie wygrała żadnego z dwóch meczów u siebie), ale przy obecnym systemie rozgrywek – gdy na koniec sezonu zasadniczego punkty dzielone są na pół, a kluby grają play-off o tytuł – jeszcze nie musi patrzeć ze strachem na uciekających rywali.
Na rotacjach Norwega korzystają zawodnicy drugiego planu. Berg od pierwszej minuty wystawił w sobotę na pozycji defensywnego pomocnika 20-letniego wychowanka akademii Legii – Bartłomieja Kalinkowskiego (grał już w pierwszej kolejce z Bełchatowem, ale nie od początku), a po przerwie dał zadebiutować w lidze jego rówieśnikowi Łukaszowi Monecie. Niespodziewanie w podstawowym składzie znalazł się także Henrik Ojamaa. Skrzydłowy z Estonii w zeszłym sezonie zasłynął głównie z tego, że miał już podpisać kontrakt z Lechem Poznań, ale w ostatniej chwili przejęła go Legia, po czym szybko tego pożałowała, bowiem Ojamaa dał się poznać jako człowiek, który rozgrywa na boisku swój prywatny mecz, a koledzy z drużyny dla niego nie istnieją.
Estończyk miał z Legii latem odejść, ale nie znalazł nowego klubu. Jego obecność w pierwszym składzie przeciwko Górnikowi pokazuje jednak, jak głęboko musiał sięgać Berg, by skompletować zespół. Podobnie było w pierwszej kolejce, gdy przeciw GKS Bełchatów w jedenastce znalazł się odsunięty do rezerw Wladimer Dwaliszwili.
Mecze w Europie pokazały, jak bardzo Legia w ofensywie uzależniona jest od Miroslava Radovicia. Gdy oszczędzanego na rewanż z Celtikiem Serba zabrakło w sobotę, ataki Legii znowu były do bólu przewidywalne. Najgorszy na boisku był Arkadiusz Piech, pozyskany przed sezonem z Zagłębia Lubin. Co chwila wpadał w pułapki ofsajdowe, a gdy już dochodził do dobrych sytuacji, to je marnował.