Cztery minuty gry nieuprawnionego Bartosza Bareszyńskiego w Edynburgu okazały się bardzo kosztowne. Przez nieudolność Legia straciła szansę awansu do Ligi Mistrzów i możliwość zarobienia fortuny. Za samą grę w czwartej rundzie eliminacji UEFA płaci 2,1 mln euro, a za awans do fazy grupowej każdy zespół dostaje 8,6 mln.
Gdyby nawet Legia przegrała wszystkie sześć meczów w Champions League, od samej UEFA dostałaby (nie licząc dodatkowych wpływów – z biletów, umów sponsorskich, transmisji telewizyjnych) 10,7 mln euro. To ponad 45 mln złotych – blisko połowa rocznego budżetu warszawskiego klubu.
Winny „dział sportu"
Trudno jednoznacznie wskazać winną osobę. W mediach trwa krzyżowanie kierowniczki drużyny Marty Ostrowskiej. Bartosz Bereszyński, który wszedł w 86. minucie gładko wygranego 2:0 rewanżowego spotkania z Celtikiem, nie odcierpiał jeszcze kary za kartki z poprzedniej edycji Ligi Europy. Teoretycznie za zgłaszanie piłkarzy do meczu odpowiedzialna jest właśnie kierownik drużyny.
W klubie mówią coś o odpowiedzialności całego „działu sportu", który przygotowuje listę zawodników, ale fakt jest taki, że koniec końców to kierownik powinien zapanować nad sytuacją i wiedzieć, że dany piłkarz nie może grać.
Szczególnie że nie jest to wiedza tajemna. UEFA przed każdą rundą eliminacji wysyła do klubów listę piłkarzy zawieszonych za kartki. Kierownik drużyny czy dział odpowiedzialny za zgłoszenie piłkarzy ma wszystko podane na tacy. Nie ma buchalteryjnego liczenia po nocach, kto ma ile kartek i kiedy mu się kończy kara.