Teoretycznie gorzej być już nie może. Rossoneri zajęli w ubiegłym sezonie dopiero 8. miejsce w Serie A skazując się na przynajmniej roczną banicję w europejskich pucharach. Sezon 2013/2014 był jednym z najgorszych w bogatej historii klubu. Zespół z 38 meczów przegrał aż 13, przez cały rok więcej bramek w lidze nastrzelał od niego nawet przeciętny Hellas Werona. Nic dziwnego, że drużynę z San Siro prowadziło w tym czasie aż trzech trenerów (Massimiliano Allegri, Mauro Tassotti i Clarence Seedorf), co coraz rzadziej zdarza się nawet w upośledzonej pod tym względem polskiej ekstraklasie. Najwięcej stracił Holender, który zanotował bolesne zderzenie z zawodem, tracąc pracę po niespełna pół roku.
Inzaghi nigdy nie dał się naciągnąć na ocenę zatrudnienia w roli szkoleniowca niedoświadczonego Seedorfa. Być może czuł, że kiedyś i on dostanie szansę poprowadzenia swojego ukochanego klubu. Skorzystał na jego niepowodzeniu, ale sytuację wyjściową ma niemal identyczną jak on. Legendarny napastnik ma prawie zerowe doświadczenie na ławce trenerskiej, dwa ostatnie lata spędzone na prowadzeniu juniorów Milanu nie są przecież poważnym przetarciem przed walką w jednej z najtrudniejszych lig świata.
Urodzony w Piacenzie były wybitny piłkarz podpisał dwuletnią umowę, ale pod górkę będzie miał już od samego początku. Wystarczy rzut oka na terminarz nowego sezonu, który na Półwyspie Apenińskim rusza w najbliższy weekend. W pierwszej kolejce Milan podejmuje u siebie Lazio Rzym, następnie na wyjeździe Parmę oraz ponownie na San Siro mistrzowski Juventus Turyn. Biorąc pod uwagę ostatni sezon, podopieczni Inzaghiego nie będą zdecydowanym faworytem w żadnym z tych spotkań. Tezę tą popierają wyniki, jakie Milan uzyskał podczas przedsezonowych meczów rozgrywanych w USA i Kanadzie. Porażki z Olympiakosem Pireus (0:3) oraz Manchesterem City (1:5) nie wymagają komentarza. Inzaghi poczuł presję, zanim jeszcze przyszło mu grać o punkty. - Wina leży po mojej stronie i przyjmuję ją. Mogliśmy zademonstrować większą dawkę koncentracji i determinacji – mówił na pomeczowej konferencji Inzaghi.
Ruch Silvio Berlusconiego i Adriano Gallianiego może zaskakiwać, bo w praktyce postawili drugi raz na niepewnego konia. A stawka gonitwy jest bardzo wysoka. Kolejny rok poza Ligą Mistrzów może poważnie naruszyć ekonomiczne słupki klubu oraz spowodować odpływ kolejnych gwiazd, których porównując do poprzednich lat i tak już w Mediolanie niemal nie ma. Trudno jednak spodziewać się, aby tacy piłkarze jak Stephan El Shaarawy czy Riccardo Montolivo czuli się długo syci tylko rodzimą ligą.
41-letni Inzaghi jest odpowiedzią kolejnego wielkiego klubu na model, jaki w 2008 r. wprowadziła Barcelona, posyłając na ławkę swojego byłego piłkarza Josepa Guardiolę. Eksperyment wypalił, zrewolucjonizował nawet na lata pogląd na futbolową taktykę. Milan stawiając na Seedorfa, marzył pewnie o tym samym. Przykład Holendra pokazał jednak, że sama młodość nie może być receptą na sukces. Nawet ona bez odwagi, pomysłu i odrobiny szczęścia jest bezużyteczna.