Całe życie na granicy ryzyka

Nowy trener Milanu Filippo Inzaghi pójdzie śladem Carlo Ancelottiego lub Clarence'a Seedorfa. Innej drogi nie ma.

Publikacja: 27.08.2014 08:00

Całe życie na granicy ryzyka

Foto: AFP

Red

Teoretycznie gorzej być już nie może. Rossoneri zajęli w ubiegłym sezonie dopiero 8. miejsce w Serie A skazując się na przynajmniej roczną banicję w europejskich pucharach. Sezon 2013/2014 był jednym z najgorszych w bogatej historii klubu. Zespół z 38 meczów przegrał aż 13, przez cały rok więcej bramek w lidze nastrzelał od niego nawet przeciętny Hellas Werona. Nic dziwnego, że drużynę z San Siro prowadziło w tym czasie aż trzech trenerów (Massimiliano Allegri, Mauro Tassotti i Clarence Seedorf), co coraz rzadziej zdarza się nawet w upośledzonej pod tym względem polskiej ekstraklasie. Najwięcej stracił Holender, który zanotował bolesne zderzenie z zawodem, tracąc pracę po niespełna pół roku.

Inzaghi nigdy nie dał się naciągnąć na ocenę zatrudnienia w roli szkoleniowca niedoświadczonego Seedorfa. Być może czuł, że kiedyś i on dostanie szansę poprowadzenia swojego ukochanego klubu. Skorzystał na jego niepowodzeniu, ale sytuację wyjściową ma niemal identyczną jak on. Legendarny napastnik ma prawie zerowe doświadczenie na ławce trenerskiej, dwa ostatnie lata spędzone na prowadzeniu juniorów Milanu nie są przecież poważnym przetarciem przed walką w jednej z najtrudniejszych lig świata.

Urodzony w Piacenzie były wybitny piłkarz podpisał dwuletnią umowę, ale pod górkę będzie miał już od samego początku. Wystarczy rzut oka na terminarz nowego sezonu, który na Półwyspie Apenińskim rusza w najbliższy weekend. W pierwszej kolejce Milan podejmuje u siebie Lazio Rzym, następnie na wyjeździe Parmę oraz ponownie na San Siro mistrzowski Juventus Turyn. Biorąc pod uwagę ostatni sezon, podopieczni Inzaghiego nie będą zdecydowanym faworytem w żadnym z tych spotkań. Tezę tą popierają wyniki, jakie Milan uzyskał podczas przedsezonowych meczów rozgrywanych w USA i Kanadzie. Porażki z Olympiakosem Pireus (0:3) oraz Manchesterem City (1:5) nie wymagają komentarza. Inzaghi poczuł presję, zanim jeszcze przyszło mu grać o punkty. - Wina leży po mojej stronie i przyjmuję ją. Mogliśmy zademonstrować większą dawkę koncentracji i determinacji – mówił na pomeczowej konferencji Inzaghi.

Ruch Silvio Berlusconiego i Adriano Gallianiego może zaskakiwać, bo w praktyce postawili drugi raz na niepewnego konia. A stawka gonitwy jest bardzo wysoka. Kolejny rok poza Ligą Mistrzów może poważnie naruszyć ekonomiczne słupki klubu oraz spowodować odpływ kolejnych gwiazd, których porównując do poprzednich lat i tak już w Mediolanie niemal nie ma. Trudno jednak spodziewać się, aby tacy piłkarze jak Stephan El Shaarawy czy Riccardo Montolivo czuli się długo syci tylko rodzimą ligą.

41-letni Inzaghi jest odpowiedzią kolejnego wielkiego klubu na model, jaki w 2008 r. wprowadziła Barcelona, posyłając na ławkę swojego byłego piłkarza Josepa Guardiolę. Eksperyment wypalił, zrewolucjonizował nawet na lata pogląd na futbolową taktykę. Milan stawiając na Seedorfa, marzył pewnie o tym samym. Przykład Holendra pokazał jednak, że sama młodość nie może być receptą na sukces. Nawet ona bez odwagi, pomysłu i odrobiny szczęścia jest bezużyteczna.

- Pippo to entuzjastyczny facet z olbrzymim doświadczeniem – mówił jednak kilka miesięcy temu były trener Inzaghiego Carlo Ancelotti. - Ma z pewnością atuty, by zostać dobrym menedżerem. Poradziłby sobie w Milanie. Jeśli zdecyduje się na karierę szkoleniowca, będę trzymał za niego kciuki.

Jak będzie w przypadku Inzaghiego? Piłkarzem był wybitnym. W 370 meczach Serie A zdobył 156 goli, a 46 w 81 meczach Ligi Mistrzów. Aby obejrzeć zamieszczoną w serwisie YouTube kompilację jego wszystkich bramek dla Milanu, trzeba poświęcić ponad 26 minut. Był m.in. mistrzem świata, trzykrotnym mistrzem Włoch, dwukrotnym zwycięzcą Ligi Mistrzów i klubowym mistrzem świata. Wyjątkowy był także z tego względu, że mimo sukcesów był zaprzeczeniem piłkarza zmieniającego kluby niczym buty do grania. Aż piętnaście lat spędził w Juventusie i Milanie (karierę zakończył w 2012 r.).

Każdy wielki napastnik ma wieczór, z którego zostanie zapamiętany. Inzaghi miał taki 23 maja 2007 r. na Stadionie Olimpijskim w Atenach. Wbijając tamtego wieczoru dwa gole Liverpoolowi (2:1), pomścił słynną klęskę sprzed dwóch lat, jaką Włosi ponieśli w bliźniaczym finale.

Wyborny napastnik miał jednak drugą twarz. Gdyby zrobić ranking snajperów zdobywających najbrzydsze bramki, znalazłby się pewnie w ścisłej czołówce. Większość goli wbijał z odległości kilku metrów, dostawiając głowę, nogę, czy po prostu - tak jak w finale LM w 2007 r., kiedy po strzale Andrei Pirlo futbolówka odbiła mu się od pleców – stojąc w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu. Wiele o jego grze mówi też fakt, że przez tyle lat gry w lidze włoskiej zanotował w niej tylko dziesięć asyst.

Zasłynął przede wszystkim grą na linii spalonego. Mógł przez 90 minut biegać na granicy ryzyka i czekać na ten jeden moment, kiedy któryś z obrońców spóźni się o ułamek sekundy lub kiedy pomyli się sędzia liniowy. Kiedyś powiedział, że jest cierpliwy. Twierdził, że nawet jeśli będzie w meczu na ósmym spalonym, przy dziewiątym sędziowska ręka być może w końcu zadrży. W ten sposób strzelił dziesiątki goli. - "That lad must have been born offside" („Ten chłopak musiał urodzić się na spalonym") – powiedział o nim kiedyś słynny sir Alex Ferguson.

Teoretycznie gorzej być już nie może. Rossoneri zajęli w ubiegłym sezonie dopiero 8. miejsce w Serie A skazując się na przynajmniej roczną banicję w europejskich pucharach. Sezon 2013/2014 był jednym z najgorszych w bogatej historii klubu. Zespół z 38 meczów przegrał aż 13, przez cały rok więcej bramek w lidze nastrzelał od niego nawet przeciętny Hellas Werona. Nic dziwnego, że drużynę z San Siro prowadziło w tym czasie aż trzech trenerów (Massimiliano Allegri, Mauro Tassotti i Clarence Seedorf), co coraz rzadziej zdarza się nawet w upośledzonej pod tym względem polskiej ekstraklasie. Najwięcej stracił Holender, który zanotował bolesne zderzenie z zawodem, tracąc pracę po niespełna pół roku.

Pozostało 87% artykułu
Piłka nożna
Real naciska na Barcelonę. Teraz powalczy o przetrwanie w Lidze Mistrzów
Piłka nożna
Robert Lewandowski strzela, ale Barcelona gubi punkty. Zadyszka czy już kryzys?
Piłka nożna
Puchar Polski. Będzie wielki hit w Warszawie
Piłka nożna
Chelsea znów konkurencyjna. Wygrywa i zachwyca nie tylko w Anglii
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Piłka nożna
Bayern znów nie zdobędzie Pucharu Niemiec. W Monachium myślą już o przyszłości
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką