Rozmowa z trenerem Legii Henningiem Bergiem

Żeby wygrać trzeba strzelać gole. Nastawienie i filozofia zespołu się nie zmienią - mówi Henning Berg, trener Legii Warszawa przed jutrzejszym meczem z Lokeren.

Publikacja: 17.09.2014 02:00

Rozmowa z trenerem Legii Henningiem Bergiem

Foto: Fotorzepa, pn Piotr Nowak

Ma pan poczucie, że mecz z Lokeren rozpoczyna nowy rozdział w pańskiej pracy w Legii?

Henning Berg:

Absolutnie nie. Legia przecież grała już w poprzednim sezonie w Lidze Europy, zawodnicy mają doświadczenie z tych rozgrywek. Nie najlepsze, ale przynajmniej wiedzą już, jak się gra w pucharach. Czuję, że od kiedy pojawiłem się w Warszawie zespół się wciąż rozwija, a mecze w pucharach będą kolejnym krokiem w rozwoju.

Wszyscy powtarzali, że będzie pan rozliczany za wyniki w pucharach.

Z nikim na ten temat nie rozmawiałem.

Powiedzmy zatem, że w mediach tak się pisało. Obejmował pan Legię na pierwszym miejscu w tabeli, obrona tytułu była tylko formalnością, a prawdziwy test miał przyjść w Europie. Wszystkie oczy na pana i pańskich piłkarzy.

Przede wszystkim obrona tytułu wcale nie była formalnością. Nie zgadzam się z tym. Kiedy obejmowałem Legię mieliśmy pięć punktów przewagi, po 30 meczach mieliśmy już 10. Później dokonano podziału punktów, ale i tak skończyliśmy z 10 punktami nad Lechem. Zespół pokazał, że zrobił postęp. W kwalifikacjach Ligi Mistrzów też sobie dobrze radziliśmy, powinniśmy byli zagrać przynajmniej w decydującej rundzie. Kibice są ciekawi jak sobie poradzimy, zastanawiają się, jak piłkarze wypadną, jest duże zainteresowanie, ale nie mam wrażenia, że zaczyna się jakiś nowy rozdział. Równocześnie doskonale pamiętam, co media pisały po meczu w Warszawie z St. Patricks, albo po pierwszych spotkaniach w lidze. Jestem w futbolu od lat i wiem, że skrajne reakcje są normalne. Nauczyłem się tym nie przejmować. Tak samo nie przejmowałem się reakcjami po dwumeczu z Celtikiem, kiedy wszyscy wokół zachwycali się wynikami i stylem. Z całą pewnością kluby, z którymi teraz będziemy grać, są na wyższym poziomie niż te, z którymi graliśmy w eliminacjach.

Tak pan uważa?

Proszę zobaczyć ile pieniędzy na transfery czy pensje wydaje Trabzonspor. Tak samo Metalist, który wielokrotnie przewyższa nas budżetem. Zresztą wystarczy powiedzieć, że oni byli podczas losowania w pierwszym koszyku, a my w trzecim. Natomiast Lokeren, to klub z kraju, który uczynił w ostatnich latach największy postęp i się najbardziej rozwinął. Dziś reprezentacja Belgii uznawana jest za jedną z najlepszych w Europie. Belgijski futbol przeszedł kilka lat temu rewolucję, podobnie jak szwajcarski, hiszpański i niemiecki, i dziś należy do czołówki. Sposób w jaki kształci się tam piłkarzy jest imponujący. Mam nadzieję, że kiedyś do tej rewolucji dołączy i polska piłka.

Po dobrych kwalifikacjach, przede wszystkim po meczach z Celtikiem, ludzie oczekują, że Legia awansuje z grupy.

Są grupy, z których byłoby trudniej o awans, to prawda, nasza jest bardzo wyrównana. Ale nie jesteśmy faworytem. Jeśli ludzie oczekują od nas awansu, znaczy, że doceniają sposób w jaki gramy. Bardzo dobrze. Uważam jednak, że jeśli uda nam się wyjść z grupy, będzie to wielkie osiągnięcie.

Musimy wrócić na chwilę do decyzji UEFA o wykluczeniu was z Ligi Mistrzów. Wciąż siedzi to panu w głowie?

Nie. Jeśli chodzi o podejście do moich obowiązków, to nie ma już po tym śladu. Koncentrujemy się na rozwoju, na Lidze Europy, na walce o mistrzostwo. Jeśli chodzi o kategorie czysto ludzkie, to będę o tym pamiętał do śmierci.

Mam wrażenie, że decyzja UEFA miała jednak też pozytywny skutek. Że zjednoczyła piłkarzy, trochę ten zespół stworzyła.

Piłkarze zareagowali fantastycznie. W karierze każdego z nich było to największe rozczarowanie. Poradzenie i pogodzenie się z tamtą decyzją, skupienie się na nowych celach, wymagało od nich wielkiego ducha. Nie zgadzam się jednak, że decyzja UEFA zbudowała ten zespół. Od mojego pierwszego dnia w Legii atmosfera w drużynie była fantastyczna, więc podejrzewam, że musiała być taka, jeszcze zanim się pojawiłem. Walkower mógł tę grupę co najwyżej całkowicie zniszczyć. Na szczęście się tak nie stało.

Aż do ostatniej kolejki grupowej fazy poprzedniej edycji Ligi Europy, Legia była jedynym zespołem, który nie zdobył punktu i nie strzelił gola. To była gorzka lekcja. Czy w Europie zobaczymy inną, mniej ofensywną Legię?

Żeby wygrać trzeba strzelać gole. Nastawienie i filozofia zespołu się nie zmienią. Oczywiście wiemy, że musimy się umiejętnie bronić, tak jak chociażby w spotkaniach z Celtikiem. Ale nasze nastawienie pozostaje bez zmian.

Można odnieść wrażenie, że reforma ligi była skrojona specjalnie pod Legię.

Dlaczego?

Bo gdy rywalizujecie w Europie, mecze są o półtora punktu, nie o trzy.

Gdyby nie dzielenie punktów skończylibyśmy poprzedni sezon z piętnastoma punktami przewagi i sprawa tytułu rozstrzygnęła by się długo przed końcem ligi. Reforma była z korzyścią dla Lecha, nie dla Legii.

Ma pan ten komfort, że może pan przegrać jeden czy dwa mecze. Wystawić rezerwowych piłkarzy, a gdy przyjdzie wiosna i prawdopodobnie nie będziecie już grać w Europie, Legia spokojnie odrobi starty.

Spokojnie odrobi starty? Dobrze, że ludzie tak uważają, ale to nie jest tak proste. W poprzednim sezonie przegraliśmy z Ruchem, ciężko nam było z Lechią. Zapewniam pana, że tak samo korzystałbym z młodych piłkarzy gdyby nie było podziału punktów. Przecież te dzieciaki pokonały Koronę 2:0. Ja tę reformę postrzegam inaczej. Dla mnie po prostu te ostatnie siedem meczów, ta runda play-off, liczy się dwa razy bardziej.

Podoba się panu ten system?

Cóż, te siedem meczów z najsilniejszymi rywalami na koniec sezonu, lepiej przygotowują do rywalizacji w Europie za miesiąc. To jest jasna strona tej reformy. Ale dzielenie punktów, czy to jest uczciwe... nie jestem przekonany.

W niedzielę, trzy dni po meczu z Lokeren, jedziecie do Krakowa na Wisłę. To dla kibiców, przynajmniej na razie, mecz sezonu. Popsuje pan go wystawiając rezerwy?

Zdaję sobie sprawę jak ważny to mecz dla kibiców, Wisła jest liderem ligi, ma dwa punkty przewagi nad nami. Z drugiej strony spotkanie z Lokeren jest dla nas także ogromnie ważne. A trzy dni po Wiśle gramy jeszcze w Pucharze Polski z Miedzą Legnica, jeśli chcemy wygrać Puchar, co nam się nie udało w poprzednim sezonie, musimy ten mecz też wygrać. Wisła będzie odpoczywać przez cały tydzień, a my w ciągu sześciu dni rozegramy trzy mecze. Potrzebuję więcej niż 11 piłkarzy. Jak wielkie będą to rotacje okaże się jednak dopiero po meczu z Lokeren. Natomiast nie zgadzam się zupełnie z opinią, że rotując składem zespuję ten mecz. Co to za terminologia? To zawodnicy na bardzo dobrym, ekstraklasowym poziomie: Marek Saganowski, Helio Pinto, Orlando Sa, Bartosz Bereszyński... to chyba dobrzy piłkarze, prawda? A do tego młodzieżowi reprezentanci Polski. Krystian Bielik został uznany najlepszym zawodnikiem meczu z Koroną. Tylko w Polsce wystawianie młodych piłkarzy postrzegane jest jako problem. Nie rozumiem tego. Real czy Barcelona wystawiają 18-latków i nikt im tego nie wypomina.

Nie sądzi pan, że piłkarzom Legii grozi zbytnia wiara w siebie?

Absolutnie nie. Dlaczego? Pamiętajmy, co te same media, które dziś się rozpływają w zachwytach pisały po meczu z St. Patrick. Po każdym meczu analizujemy spotkanie i widzimy, co zrobiliśmy dobrze, a co możemy poprawić. Czy to po zwycięstwie 3:0, czy po porażce 0:3. Nigdy nie uważamy, że zagraliśmy jak mistrzowie świata, czy jak ostatni nieudacznicy. Nie grozi nam zbytnia pewność siebie.

Rozmawiał: Piotr Żelazny

Ma pan poczucie, że mecz z Lokeren rozpoczyna nowy rozdział w pańskiej pracy w Legii?

Henning Berg:

Pozostało jeszcze 99% artykułu
Piłka nożna
Piłkarski brexit? Anglicy nie wygrają Ligi Mistrzów, ale mogą zdobyć dwa inne puchary
Piłka nożna
Paris Saint-Germain - Inter Mediolan o zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Finał nienasyconych
Piłka nożna
W finale Ligi Mistrzów nie będzie trzech Polaków. Inter zagra z Paris Saint-Germain
Piłka nożna
Barcelona nie wygra Ligi Mistrzów. Wrócą jeszcze silniejsi
Piłka nożna
Dembele. Geniusz z piłką przy nodze
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem