Zespół z Warszawy drugi raz z rzędu trafił na Trabzonspor w fazie grupowej Ligi Europejskiej. W poprzednim sezonie turecki klub dwukrotnie okazał się lepszy od mistrza Polski i oba spotkania wygrał 2:0. Jednak drużyna prowadzona wtedy przez Mustafę Resita Akcaya nie prezentowała futbolu z innej galaktyki. To Legia Jana Urbana grała tak, jakby jej piłkarze przeszli na ciemną stronę mocy.
Od tamtej pory w Legii zaszły jednak spore zmiany. Przede wszystkim pojawił się nowy trener – Norweg Henning Berg, a piłkarze, chociaż w znakomitej większości to ci sami zawodnicy, którzy rok temu przegrywali z Turkami, nabrali doświadczenia i wiary w siebie. Widać to było chociażby dwa tygodnie temu w Warszawie, gdy na pierwszy mecz Ligi Europejskiej przyjechał belgijski Lokeren.
Mistrzowie Polski zagrali brzydko, nieprzekonująco, a z kapitalnego stylu, w jakim rozprawili się w eliminacjach Ligi Mistrzów z Celtikiem, pozostało tylko wspomnienie. To jednak legioniści zakończyli to spotkanie jako zwycięzcy – po raz szósty z rzędu wygrali w obecnej edycji pucharów, rzecz bez precedensu w historii występów polskich drużyn w Europie.
Niezaspokojone ambicje
Po czterech kolejkach obecnego sezonu tureckiej Super Lig Trabzonspor ma zaledwie cztery punkty i zajmuje dopiero 12. miejsce w tabeli. Cztery remisy nie zaspokajają rozbuchanych ambicji właścicieli klubu i jego kibiców. Ale taki obrót spraw nikogo nie powinien dziwić. Słabsza dyspozycja dzisiejszego rywala Legii to pokłosie rewolucji, jaka latem zaszła w drużynie.
W sezonie 2013/2014 Trabzonspor miał przebojem zdobyć tytuł mistrzowski. W klubie pojawiły się ogromne pieniądze, a w drużynie zaroiło się od gwiazd. Skończyło się jednak na snuciu pięknych planów, które trzeba było odłożyć na przyszłe lata. Klub z Trabzonu zakończył rozgrywki dopiero na czwartej pozycji. Miał 53 punkty, tyle samo co piąty Sivasspor. Do pucharów dostał się dzięki lepszemu bilansowi bramkowemu. Do mistrza kraju Fenerbahce tracił aż 21 punktów. Dlatego szefom tureckiego klubu skończyła się cierpliwość. Z zespołem pożegnali się najbardziej rozpoznawalni piłkarze – Florent Malouda, Didier Zokora czy Adrian Mierzejewski. Kontrakty podpisało ponad 20 nowych zawodników, ale wielkich gwiazd wśród nich nie było. Wrażenie może robić jedynie Oscar Cardozo – Paragwajczyk, który ostatnie siedem lat grał w Benfice, czy były zawodnik Milanu Kevin Constant.