Rozmowa z Wojciechem Szczęsnym, bramkarzem reprezentacji Polski w piłkę nożną

Bohater meczu z Niemcami o zmienianiu historii.

Publikacja: 13.10.2014 20:19

Wojciech Szczęsny podczas meczu Polska - Niemcy

Wojciech Szczęsny podczas meczu Polska - Niemcy

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak now Piotr Nowak

Lubi pan Niemców?

Mam znajomych Niemców, tak samo Rosjan, z każdym dogaduje się tak samo. Mamy trochę ponad dwadzieścia lat, historia przechodzi w niepamięć, jest wzajemny szacunek. Dla mnie paszport nie ma znaczenia. Gdybym teraz grał przeciwko Rosji to co? Bogu winien ten piłkarz. Nasze hasło to "Łączy nas piłka", całkiem fajne, ale pod koniec meczu i tak dzieli nas wynik. Oby zawsze było na naszą korzyść.

Wchodzi pan do szatni po meczu z Niemcami w Warszawie i co? Taniec?

Wszyscy nieżywi. Atmosfera całkiem w porządku, niby się cieszymy, ale chłopaki nie byli w stanie stać na nogach. Ja jestem wypoczęty, może mam trochę brudne spodenki i koszulkę Matsa Hummelsa na sobie, ale daję radę. Oni leżą. Nogi nie pozwalały im się cieszyć. To była taka euforia pomieszana trochę z utratą przytomności.

Wcześniej byliście pośmiewiskiem. W eliminacjach potrafiliście wygrywać z San Marino.

Łukasz Fabiański w trakcie rozgrzewki pokazał mi transparent na trybunie. "Dobre samochody macie, a w nogę nic nie gracie". Wróciliśmy do szatni, trochę się z tego pośmialiśmy, ale potem pomyśleliśmy, że kibice mają rację. Mam nadzieję, że na spotkaniu ze Szkocją tego transparentu nie będzie i że długo się jeszcze nie pojawi.

Krótko pozwoliliście porządzić masową wyobraźnią siatkarzom.

Zachowajmy proporcje, ograliśmy Niemców w jednym świetnym meczu, ale do mistrzostwa świata dużo nam brakuje. Zazdroszczę siatkarzom, tak zdrowo, tej sławy, która na nich spłynęła i mam nadzieję, że szybko się nie skończy. Jesteśmy daleko, żeby spotkać się z nimi choćby w połowie drogi. Kto gra w reprezentacji kibicuje innym drużynom z orłem na piersi, ale nie powiem, że wychodząc w sobotę na mecz myślałem o siatkarzach, byłem skupiony na tym, co sam muszę zrobić. Cieszę się, że polscy kibice mieli taki fajny rok, bo z Niemcami wygrali także koszykarze i piłkarze ręczni, ale i tak największą satysfakcję mam z tego, że utrzymaliśmy taką passę. W trakcie meczu z Niemcami przeżyłem coś, co jest dla mnie najpiękniejszym wydarzeniem mojego sportowego życia.

Wiadomo. Pokonaliście mistrzów świata.

To oczywiście też. Ale przy 1:0, na boisku leżał kontuzjowany Kuba Wawrzyniak, a kibice zaczęli najpierw krzyczeć, że są z nami, a później odśpiewali "Mazurka Dąbrowskiego". Nawet teraz, jak o tym mówię, to mam ciarki. Była chwila przerwy, bo Kuba zwijał się z bólu. Popatrzyłem na trybuny. Szaliki w górę, wszędzie biało-czerwono i wreszcie ten stadion zaśpiewał jednym głosem. Wszyscy razem, pierwszy raz. Nigdy nie zapomnę..

Czuł pan, że możecie napisać historię?

Zero oczekiwań, więc grało się łatwiej. Nie było presji, oczywiście mieliśmy jakieś tam wymagania wobec samych siebie, bo jako profesjonaliści chcemy wygrać każdy mecz, ale wiedzieliśmy, że w razie porażki nawet krytyka nie będzie przesadna. Tak naprawdę nikt w nas nie wierzył. Ważniejszy będzie mecz ze Szkocją, zwłaszcza po zwycięstwie z Niemcami, nasze zwycięstwo wszyscy przyjmą, jako pewne. A niekoniecznie musi tak być.

Był w ogóle jakiś plan czy tak po prostu – a może się uda?

Mieliśmy plan, który ciężko było zaakceptować. Trzeba było bronić Częstochowy i liczyć na kontry. Z tego co pamiętam, to Polska zawsze wygrywała ważne mecze w ten sposób, konsekwentnie z tyłu, walcząc o każdy metr boiska, a potem licząc na to, że rywal zapomni o obronie.

To skąd ta bezczelna pewność siebie w interwencjach?

Pewność siebie to pewna forma współpracy. Kiedy po pierwszej połowie, kiedy zostaliśmy zepchnięci do obrony widziałem, że nasi obrońcy nie popełniają błędów, czułem, że mogę na nich liczyć. Widziałem, że sobie radzą, ale też wiedziałem, że kiedy nie będą potrafili, ja im pomogę. Z każdą obroną czułem się lepiej. Czułem się jak nastolatek, kiedy trener w Brentford powiedział mi, że ma dwa zadania: złap i wykop. Myślę, że nieźle się wywiązałem z tej roboty. Tak naprawdę to dobrze grałem na linii, raz wyszedłem do prostopadłego podania, żadnej magii nie było. Mecz w Gdańsku trzy kata temu przeciwko Niemcom był trudniejszy, miałem więcej interwencji. W Warszawie każdy strzał, który miał być dać rywalom gola, obroniłem. Tylko tyle, albo aż, zależy od interpretacji.

Oglądał pan mundial?

Te najważniejsze mecze na pewno tak, jak Niemcy ogrywali Brazylię 7:1 widziałem. Ciężko to w ogóle porównywać. Nie oszukujmy się, wielu zawodników z wyjściowego składu na finał mundialu w Warszawie nie widzieliśmy. W trakcie odprawy trenerzy pokazywali nam nie tyle słabości, co jakieś niedoskonałości Niemców i staraliśmy się skupić na tym, nie pamiętając o tym, że trzy miesiące temu nasi rywale ogrywali kogo chcieli na mistrzostwach świata. Wiedzieliśmy, że mecz z Niemcami nie będzie ładny, ale kibice wolą zwycięstwa po brzydkiej grze, niż porażki po ładnej. Graliśmy, jak chciał Jan Tomaszewski – antyfutbol. Możliwości nasze i przeciwników są skrajnie różne.

W 2006 roku Michał Żewłakow z Arturem Borucem umawiali się przed meczem z Niemcami, że zmienią historię. Udało się dopiero wam.

Jeśli chodzi o Wembley w 1973 roku i o te powtórki, które puszczają zawsze przed decydującymi meczami, to trzeba zachować proporcje. Gdyby mecz z Niemcami był ostatnim w eliminacjach, gdybyśmy musieli go wygrać, wtedy porównanie do Tomaszewskiego przyjąłbym z radością. Ale ja na razie przyczyniłem się do tego, że zdobyliśmy trzy punkty, które dają nam dobrą pozycję w tabeli, ale jeszcze nie awans.

Internet już mówi: "Szczęsny, ten co zatrzymał Niemców".

Mam nadzieję, że będą mówić coś więcej, niż że jestem tym gościem, który w jednym meczu dobrze zagrał. Na szczęście mam jeszcze trochę czasu i roboty przed sobą, żebym zyskał taką sławę, jak Tomaszewski. Jak Tomaszewski na boisku – muszę dodać.

Trener Adam Nawałka szybko przeszedł drogę od zera do bohatera.

Dlaczego od zera?

Przez dziewięć miesięcy sprawdził 70 piłkarzy, a postawił na tych samych, na których stawiał Waldemar Fornalik.

To, ilu sprawdził nie powinno mieć znaczenia, ważne to, jak sprawdzają się, ci którzy zostali w tej wąskiej kadrze. A na razie mamy sześć punktów na sześć możliwych, dziewięć zdobytych bramek, żadnej straconej. Taktyka na Niemców była najprostsza na świecie, tak gra się z mistrzami świata – walczyć o każdą piłkę, zostawić serce na boisku, bronić się i wychodzić z kontrami. Temu podporządkowaliśmy treningi – nie ćwiczyliśmy półtora godzinnego utrzymywania się przy piłce, bo wiedzieliśmy, że nie mamy na to szans. Pracowaliśmy nad ustawieniem się w obronie i szybkim wychodzeniem do ataku.

To po co tuż przed pierwszym ważnym meczem Nawałka dzwonił do Sebastiana Boenischa i Eugena Polanskiego?

Z Sebastianem nie widzę problemu, może nie być brany pod uwagę, bo takie prawo ma każdy trener. Zawsze na zgrupowaniach ćwiczył z pełnym zaangażowaniem. Sytuacja z Eugenem została trochę rozdmuchana – można było to porównywać z pytaniem czy Leo Messi powinien grać w reprezentacji Argentyny, tymczasem Polanski to fajny chłopak, ale nigdy nie był gwiazdą naszej kadry. Jeśli ktoś trochę chce grać w reprezentacji Polski, a trochę nie, to ja jednak stawiam na "trochę nie". Tu jest miejsce tylko dla zaangażowanych, którzy tak jak my w meczu z Niemcami są w stanie oddać na boisku wszystko co mają dla Polski.

Dla wielu piłkarzy to był najlepszy mecz w reprezentacji?

Począwszy ode mnie, przez Kamila Glika, Łukasza Szukałę. Grzesiek Krychowiak i Tomasz Jodłowiec w ofensywie nie istnieli, ale mnie bardzo ułatwili życie. Trzeba ich docenić. Lewandowski walczył o każdą piłkę, tak samo Arek Milik. Jak chcesz wygrać z mistrzami świata, to musisz oczekiwać, że połowa drużyny rozegra mecz życia.

Lewandowski sprawdził się, jako kapitan. Grał za dwóch.

Nie powiedziałbym, że to jest teraz kadra Lewandowskiego. Czekamy na powrót Jakuba Błaszczykowskiego, sprawa kapitana była wyjaśniona na samym początku, opaskę ma ten, kto ma najwięcej meczów w kadrze, a Kuby przecież nikt nie wyprzedził. Ale kapitan, to tylko formalna funkcja, wyprowadza drużynę na boisko i czasem dyskutuje z sędzią. Kiedy wygrywamy, jak z Niemcami – wszyscy czujemy się, jak zwycięzcy, kiedy przegrywamy, co ostatnio zdarzało nam się za często – wszyscy czujemy się winni. To nie jest kadra Lewandowskiego i Szczęsnego. Robert w sobotę wypadł świetnie, bo najlepiej czuje się w kontrataku, ostatnio mój Arsenal grał z Borussią Dortmund i zrozumiałem dlaczego Lewandowski zrobił tam karierę. Żadna inna drużyna tak często nie gra z kontry, proszę mi uwierzyć. Nasz kapitan doskonale się tam odnalazł, bo czasami musiał tylko zastawić i perfekcyjnie podać zawodnikowi w lepszej pozycji. Szkoda, że przeciwko Niemcom nie strzelił gola, bo zamknął by już na dobre usta tym, którzy mówią, że strzela tylko San Marino i Gibraltarowi.

Nie zdziwiło pana powołanie dla Sebastiana Mili?

Nie oglądam polskiej ligi, więc nie wiedziałem, w jakiej jest formie. Wstyd się przyznać, ale od kilku lat nie widziałem żadnego meczu ekstraklasy. Mila na zgrupowaniu wyglądał świetnie, widać było, że potrafi utrzymać się przy piłce i jest zdyscyplinowany taktycznie. Kiedy wchodził na boisko myślałem, że to świetna zmiana, nawet jakby nie strzelił gola. Ale fajnie, że strzelił, położył wisienkę na torcie, wykończył akcję w takim stylu, że chyba zacznę tę polską ligę oglądać.

Kiedyś jak graliśmy z Niemcami, nasi piłkarze patrzyli na boisku na gwiazdy znane im z telewizji, teraz po meczu rozmawialiście ze sobą, bo na co dzień gracie w tych samych klubach...

Byłem w szoku, kiedy Hummels poprosił mnie o koszulkę. Szedłem do szatni, chciałem zamienić się na bluzy z Manuelem Neuerem, ale Matsowi nie mogłem odmówić, zrobiło mi się bardzo miło. Sprawdziłem tylko czy nie ma kamer, żeby mojego sadła nie było widać. Z najlepszymi piłkarzami gram od lat i zawsze powtarzałem, że to zwyczajni ludzie, do których trzeba podchodzić z takim szacunkiem, jak do innych. Miesiąc temu przed meczem z Gibraltarem wiedziałem, że rywal przegrał w szatni, bo przeciwnicy prosili mnie o zdjęcia zanim kopnęli piłkę. Ale już na przykład w Mołdawii nikt się nam nie kłaniał. Chcieli z nami wygrać i tak powinno być, wychodzisz i walczysz o swoje. Myślenie, że skoro gramy przeciwko Lewandowskiemu to może lepiej nie wychodzić na boisko, zdarza się rzadko.

Niemcy słyszeli brawa podczas ich hymnu?

Gwizdów też trochę było, ale zostały zagłuszone. I dobrze, rozumiem ludzi przedwojennych, którzy mają zadrę w sercu, ale jesteśmy już innym pokoleniem. Teraz wszyscy jesteśmy Europejczykami i każdemu należy się szacunek. To co działo się na Narodowym było niesamowite, mama mówiła mnie, że po drugim golu to był stadion miłości, nieznajomi rzucali się sobie w ramiona. W sobotę pokazaliśmy, że nie tylko należymy do tej lepszej części Europy, ale że Warszawa była w tym momencie najfajniejszym miejscem na świecie, w którym można było się znaleźć.

Zbigniewa Boniek przyszedł do szatni?

Tak, powiedział, że nic się nie stało. I że we wtorek mamy wygrać ze Szkocją.

Kiedy premierem był pana ulubieniec Donald Tusk, to pewnie też by zajrzał.

Słyszałem, że od kiedy wyjechał do Brukseli, to zaczęliśmy wygrywać. Internet jest bezlitosny. Nie wiem, jaki to będzie miało na mnie wpływ, że Tusk został przewodniczącym Rady Europy, zakładam, że żaden, ale bardzo się cieszę, że został wyróżniony i mam nadzieję, że będzie nas godnie reprezentował.

Lewandowski opowiadał, że w szatni Bayernu koledzy żartowali, że remis z Polską wzięliby w ciemno.

Z Messutem Oezilem nie rozmawiałem, Lukas Podolski prosił mnie o bilety. Nie załatwiłem mu, więc pewnie będzie wkurzony. W 80 minucie chyba chciał mnie zabić, przyłożył z pola karnego tak mocno, że wiedziałem, że we mnie celował, ale piłka zeszła mu na poprzeczkę i przeżyłem. Fajnie będzie po powrocie do Londynu, będę nosił głowę do góry, a Niemcy będą się starali zmienić temat. Przynajmniej jakaś zmiana, bo zazwyczaj z kolegami klubowymi przegrywałem.

Tata napisał do pana smsa?

Nie. Ale jestem przekonany, że był dumny.

Podobno skoro nie zepsuło pana 80 tysięcy funtów tygodniowo, to teraz po meczu z Niemcami już zupełnie panu odbije.

Jakie 80 tysięcy? Nie doceniacie mnie. Według doniesień prasy i wszechwiedzących kibiców odbiło mi już dawno, więc nie ma się co martwić. Nie wiem, jaki będzie miał na mnie wpływ wynik meczu z Niemcami, jak zawiodę ze Szkocją, to przyznam, że za bardzo w siebie uwierzyłem. W sobotę wieczorem powiedziałem nawet, że połowa mnie żałuje, że jest drugi mecz, bo nie można się nacieszyć tym zwycięstwem. O imprezie po Szkocji nie myślę, najpierw boisko, do Londynu wracam w środę wieczorem. A może będzie tak, jak po meczu z Niemcami, kiedy tak bolała mnie głowa, że zasnąłem jak tylko przyłożyłem ją do poduszki. No dobra widziałem jeszcze jeden śmieszny rysunek w Internecie – polski kibic idzie z Narodowego i klnie pod nosem. Ciągnie za sobą flagę "Polacy, nic się nie stało". Media piszą, mówią, analizują, przypominają historię, powtarzają, że nigdy nie wygraliśmy z Niemcami. Gdybym pamiętał o tym wszystkim, wychodząc na boisko, to chyba bym zwariował. Muszę mieć czystą głowę, chociaż oczywiście nie udało się uciec od tego, że zwycięstwo byłoby odebrane w kategoriach cudu. To bardzo miłe uczucie być częścią ekipy, która weszła do historii polskiej piłki.

Jak Boruc znosi bycie rezerwowym?

Mam nadzieję, że jest wściekły. Nie, że mu źle życzę, ale kiedy ja siedziałem na ławce, lepiej było do mnie nie podchodzić. To u sportowca naturalne. Nigdy nie miałem do niego żalu o to, że gra, a ja nie, więc sądzę, że jest podobnie. Pierwszą osobą, która na boisku pogratulowała mi zwycięstwa z Niemcami był właśnie Artur, więc nasze relacje chyba nie są tak złe, jak wszyscy by chcieli.

Dlaczego podczas konferencji przed meczem Krychowiak nagle powiedział "Bierhoff" w środku zdania?

To był zakład, o nic, honorowy. Ja też miałem powiedzieć dwa zwroty, ale były łatwe i przeszło bez zauważenia. Ktoś namówił Grześka żeby powiedział "Birhof", a on oczywiście nie umie powiedzieć "Birhof", więc nagle wypalił z tym "Bierhoffem". Od siebie dodał jeszcze Didę. Byłem pod wrażeniem, nie mogłem przestać się śmiać, bo spodziewałem się, że zbuduje jakieś zdanie wokół Olivera Bierhoffa, coś o historii reprezentacji Niemiec, a on w środku zdania o żółtym słoniu powiedział "zielona żyrafa". Dwie minuty siedziałem bez słowa. Ponieważ wygraliśmy z Niemcami, dobra atmosfera na konferencji nie została obrócona przeciwko nam.

Podobno chcieliście zmienić szatnie na Narodowym. Wierzy pan w przesądy?

Nie, jestem pewny siebie. Nie wiem skąd to się bierze. W dniu meczu cztery godziny przed pierwszym gwizdkiem widziałem się z parą znajomych. Graliśmy na play station i wypaliliśmy po kilka papierosów. Mówią do mnie: "Pięknie się przygotowujesz na tych Niemców". Powiedziałem im, że każdy ma swój sposób na niemyślenie, że to mnie w jakimś stopniu relaksuje. Dzień po meczu przyszli znowu, przynieśli mi paczkę. "Pal" - powtarzali.

Zgadza się pan, że prawdziwą sławę można zdobyć dopiero w reprezentacji, a nie w klubie?

Kasę zdobywa się w klubie, umiejętności też, szacunek w kadrze. Szacunek od kibiców ze swojego kraju, a to najcenniejsze. Od dziewięciu lat mieszkam w Anglii, może to zabrzmieć niepatriotycznie, ale czuję się trochę Anglikiem. Jakby mi pan kazał zaśpiewać God Save the Queen to bym dał radę, bo znam słowa, ale to absolutnie nigdy nie będzie mój hymn. Jestem stuprocentowym Polakiem, a gra dla reprezentacji jest największym zaszczytem, jaki mnie spotkał.

Wróci pan kiedyś do Polski?

Nie mam zielonego pojęcia. Wydawało mi się, że nie. Ale przyjechałem teraz do Polski i dobrze się tu czuję, lubię Warszawę. Może tak tu fajnie, bo wygraliśmy z Niemcami?

- rozmawiał Michał Kołodziejczyk

Lubi pan Niemców?

Mam znajomych Niemców, tak samo Rosjan, z każdym dogaduje się tak samo. Mamy trochę ponad dwadzieścia lat, historia przechodzi w niepamięć, jest wzajemny szacunek. Dla mnie paszport nie ma znaczenia. Gdybym teraz grał przeciwko Rosji to co? Bogu winien ten piłkarz. Nasze hasło to "Łączy nas piłka", całkiem fajne, ale pod koniec meczu i tak dzieli nas wynik. Oby zawsze było na naszą korzyść.

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Piłka nożna
Robert Lewandowski wśród najlepszych strzelców w historii. Pelé w zasięgu Polaka
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Piłka nożna
Thomas Tuchel: Pasja i braterstwo
Piłka nożna
Reprezentacja Polski. Najbrzydsza drużyna w Europie
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Polska - Malta. Sto minut nudów
Materiał Partnera
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Piłka nożna
Polska - Malta 2:0. Punkty są, zachwytu brak
Materiał Promocyjny
Suzuki Moto Road Show już trwa. Znajdź termin w swoim mieście