Marcelo Bielsa, trener, który odmienił Marsylię

Z leniwej i zabawowej grupy piłkarzy argentyński trener Marcelo Bielsa stworzył drużynę walecznych profesjonalistów.

Publikacja: 23.10.2014 02:00

Marcelo Bielsa, trener, który odmienił Marsylię

Foto: ROL

Marsylia i cała Prowansja oszalały. Kto żyw, mówi tylko o nim. W mieście zapanowała bielsomania. – Przez trzy miesiące stał się jedną z największych osobowości klubu. Na Boże Narodzenie większość dzieci w Marsylii zażyczy sobie figurkę Bielsy – zapowiada jeden z poprzedników Argentyńczyka Gerard Gili.

– Cały czas słyszy się tylko o nim. Nikt nie wywarł takiego wpływu na miasto i klub od czasów Bernarda Tapie ?– mówi na łamach „France Football" socjolog Ludovic Lestrelin. – Proszę się wsłuchać w doping na Velodrome. Kibice nie wyśpiewują jego nazwiska, oni je wykrzykują. To jest krzyk serca – opowiada również w „FF" Cristian Cataldo, szef grupy kibiców Dodgers. Niektórzy chcieliby nawet, żeby to Bielsa w przyszłości został merem miasta.

Jak Federer

Cztery miesiące po przybyciu do Marsylii 59-letni Argentyńczyk Marcelo Bielsa podbił miasto, którego sercem i duszą jest Olympique, dziewięciokrotny mistrz Francji. W niedzielę OM odniósł ósme kolejne zwycięstwo w Ligue 1. ?To najlepsza seria klubu od 1998 roku. Zespół, w którym na dobrą sprawę brakuje gwiazd, cieszy i bawi swoją grą. Piłkarze ze Stade Velodrome strzelili 25 goli w dziesięciu meczach. Nikt w lidze nie ma lepszego ataku, nawet zasilany milionami euro katarskiego inwestora Paris Saint-Germain.

– Przywrócił nam marzenia. Jeśli miałbym porównać obecną grę OM, to do stylu gry Patricka Raftera – serw & wolej, ale także do Rogera Federera, który stale chodzi do siatki, by cały czas wywierać presję – mówi tenisista Benoit Paire, wielki kibic Marsylii.

Ofensywny, piękny dla oka styl zapewnił OM pierwsze miejsce w lidze, siedem punktów przed PSG. Jest już więc pewne, że do francuskiego „le clasico" 9 listopada na Parc des Princes drużyna przystąpi jako lider.

Przed sezonem nikt się tego nie spodziewał. Kolejne – trzecie z rzędu – mistrzostwo miało być dla PSG przejażdżką po autostradzie, do tego bez bramek. Marsylia znów miała tylko łatać dziury w budżecie. W poprzednim sezonie rozbity wewnętrznymi konfliktami zespół nie zakwalifikował się do europejskich pucharów. Straty z tego powodu sięgnęły 30 mln euro. ?W sierpniu klub opuścił reprezentant kraju, jeden ?z najbardziej rozpoznawalnych piłkarzy Mathieu Valbuena. Atrakcyjniejsza dla niego i dla prezesa Vincenta Labrune'a okazała się oferta z Dynamo Moskwa. OM zarobił 7,5 mln euro. Na pożegnalnej konferencji Valbuena ronił łzy jak dzieciak.

Równoważenie budżetu Labrune nazwał „projektem Dortmund". Marsylia od tego sezonu miała się opierać na młodym, złożonym z głodnych sukcesów piłkarzy zespole i trenerze o profilu podobnym do Jürgena Kloppa. Wybór padł na Bielsę. – Często mamy zwyczaj nazywać Stade Velodrome cyrkiem. Ta publiczność potrzebuje na nim idola, gwiazdy. Nasz budżet nie pozwala dziś sprowadzać piłkarskich gwiazd, dałem więc publiczności trenera o takim statusie – tłumaczył prezes OM. Bielsa zarabia 150 tys. euro brutto, o połowę mniej niż André-Pierre Gignac.

Szaleństwo w metodzie

Labrune trafił w dziesiątkę pod każdym względem. Bielsa realizuje „projekt Dortmund", wprowadza do zespołu młodych zawodników lub reaktywuje tych, którzy byli do wyrzucenia. Gignac ze względu na swoją posturę i nadwagę był wyszydzany i na Parc de Princes, i na Velodrome. „Big-Mac pour Gignac" to jedna z najpopularniejszych przyśpiewek kierowanych pod adresem 28-letniego napastnika. – Schudniesz osiem kilo i strzelisz 25 goli w sezonie – powiedział Gignacowi Bielsa. No i schudł. Zdobył już dziewięć bramek, jest liderem klasyfikacji najskuteczniejszych, wrócił po roku do reprezentacji Francji, w której strzelił w ubiegłym tygodniu gola w meczu z Armenią.

Bielsa z leniwej i zabawowej grupy piłkarzy, których symbolizował Gignac, stworzył drużynę walecznych profesjonalistów. Z potulnych baranków przeistoczyli się w gryzące przeciwników pressingiem tygrysy. Jak tego dokonał? Każdy z trenerów, nie tylko piłkarskich, chce się tego dowiedzieć. – Pierwszy raz w życiu mam ochotę oglądać piłkę, zacząłem chodzić na mecze. Chcę poznać sekrety jego metody – mówi Romain Barnier, pracujący w Marsylii szkoleniowiec najlepszych francuskich pływaków, w tym mistrza olimpijskiego Florenta Manaudou.

Styl pracy Bielsy zagwarantował mu sukcesy w jego ukochanym klubie Newell's Old Boys i w Velez Sarsfield, w Athletic Bilbao (finał Ligi Europy), reprezentacjach Argentyny i Chile. Opiera się na tytanicznej, monotonnej, opartej na powtarzalności zagrań pracy na treningach. „Tak ciężkiej, że sam mecz wydaje się później przyjemnością" – jak napisał dziennik „L'Equipe". – Gdyby nie interwencja naszego trenera od przygotowania fizycznego, harowałby z nami, aż zdechlibyśmy z pragnienia – wspomina jedno z pierwszych zajęć w meksykańskim Atlasie Pavel Padro (później mistrz Niemiec ze Stuttgartem). Z Newell's Bielsa przeprowadził jedno ze zgrupowań w bazie wojskowej, gdzie dostępny był jeden telefon. Zaczął od przemówienia: – Posłuchajcie, moja żona jest w ciąży, są komplikacje. Powiedziałem jej, żeby zadzwoniła do rodziców, jeśli pojawią się problemy. Możecie skorzystać z telefonu dopiero wtedy, gdy dotknie was bardziej ekstremalna sytuacja niż mnie.

Charakterystyczną cechą Bielsy pozostaje dystans między trenerem, zawodnikami a sztabem szkoleniowym. W ośrodku treningowym OM La Commanderie posiłki spożywa osobno. Po meczu w Reims wyszedł z szatni i poprosił miejscowych działaczy o osobny prysznic. Znaleźli mu wąską klitkę w podziemiach stadionu. Odseparowanie się od zespołu dobrze widać podczas meczów, kiedy siada na lodówce, by być bliżej linii bocznej. Gdy piłkarze podbiegają do niego cieszyć się po bramkach, on pozostaje obojętny.

Już dawno zyskał pseudonim el Loco (Szalony). – Na boisku, w pracy trenerskiej, jest jak Pablo Picasso – prawdziwym artystą, ale poza tym należałoby go zamknąć w psychiatryku – mówi w magazynie „So Foot" rzecznik prasowy federacji chilijskiej w latach 2007–2010 Claudio Olmedo.

W Marsylii, tak jak wszędzie dotąd, również za tę dziwaczność kochają Bielsę ślepą miłością. Olympique de Marseille zmienił się w tym sezonie ?w Olympique de Marcelo.

Marsylia i cała Prowansja oszalały. Kto żyw, mówi tylko o nim. W mieście zapanowała bielsomania. – Przez trzy miesiące stał się jedną z największych osobowości klubu. Na Boże Narodzenie większość dzieci w Marsylii zażyczy sobie figurkę Bielsy – zapowiada jeden z poprzedników Argentyńczyka Gerard Gili.

– Cały czas słyszy się tylko o nim. Nikt nie wywarł takiego wpływu na miasto i klub od czasów Bernarda Tapie ?– mówi na łamach „France Football" socjolog Ludovic Lestrelin. – Proszę się wsłuchać w doping na Velodrome. Kibice nie wyśpiewują jego nazwiska, oni je wykrzykują. To jest krzyk serca – opowiada również w „FF" Cristian Cataldo, szef grupy kibiców Dodgers. Niektórzy chcieliby nawet, żeby to Bielsa w przyszłości został merem miasta.

Pozostało 87% artykułu
Piłka nożna
Kto chce grać z Rosjanami w piłkę?
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity od Citibanku można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Piłka nożna
Jerzy Piekarzewski. Tu zawsze brakuje 99 groszy do złotówki
Piłka nożna
Stefan Szczepłek: Trzeba dbać o pamięć Kazimierza Deyny, ale nikt nie chce pomóc
Piłka nożna
Wraca portugalska szkoła. Manchester United wybrał nowego trenera
Materiał Promocyjny
Sieć T-Mobile Polska nagrodzona przez użytkowników w prestiżowym rankingu
Piłka nożna
„Fryzjer” na wolności. Były szef piłkarskiej mafii opuścił przedterminowo więzienie