Hiszpania od kilkunastu dni żyje powrotem do Madrytu cudownego dziecka Fernando Torresa. Podczas prezentacji na stadionie Vicente Calderon witało go 40 tys. kibiców, oblężenie przeżywa też sklep Atletico – koszulki z nazwiskiem 30-letniego napastnika rozchodzą się błyskawicznie.
W środę Torres, który z reprezentacją zdobył mistrzostwo świata i Europy, a ostatnio nie może odzyskać formy, wyszedł w podstawowym składzie w wygranym 2:0 meczu 1/8 finału Pucharu Króla z Realem. – W takich momentach zawsze mam motyle w brzuchu – dzielił się wrażeniami. Grał przez godzinę, nie zachwycił, ale po piłkarzu, który w poprzednich sezonach częściej siedział na ławce, niż biegał po boisku, trudno spodziewać się od razu fajerwerków. W obronę wziął go trener.
– Fernando jest silny i szybki, ale potrzebuje czasu, by zrozumieć się z nowymi kolegami – przekonuje Diego Simeone. Czy dostanie szansę również w niedzielę na Camp Nou? Pewnie tak, ale raczej nie od pierwszej minuty. Do wyjściowej jedenastki wróci zapewne Mario Mandżukić. Stawka spotkania jest duża: ten, kto wygra, może zepchnąć z pozycji lidera Real, jeśli Królewscy nie pokonają w sobotę Espanyolu.
Do zmian na szczycie może w ten weekend dojść także we Włoszech i w Anglii. Roma traci do Juventusu tylko punkt, a atmosferę podgrzewa uznany przez arbitra gol, który dał rzymianom zwycięstwo nad Udinese. Według sędziego piłka po strzale Davide Astoriego przekroczyła linię bramkową.
– W ostatnich tygodniach Garcia (trener Romy – przyp. red.) wielokrotnie przypominał październikową porażkę z Juventusem, narzekając na błędy arbitrów, a od tamtego czasu wiele spornych sytuacji rozstrzygano na korzyść Romy. Sędziowie to tylko ludzie, nie możesz ich obwiniać o to, że nie zdobyłeś tytułu. Mylą się w obie strony – mówi „Gazzetta dello Sport" Giuseppe Marotta, dyrektor sportowy lidera z Turynu. Roma zmierzy się w niedzielę w derbach z trzecim w tabeli Lazio, a Juventus jedzie do Neapolu.