– To będzie bardzo wzruszający moment. Trudno powiedzieć „do widzenia" ludziom, którzy wspierali cię przez tyle lat. Nie wiem, jak się zachowam, bo nigdy nie byłem w takiej sytuacji – mówi Steven Gerrard, który po 17 latach gry na Anfield latem przeniesie się do Los Angeles Galaxy.
– Być może odchodzę za wcześnie. Brakuje mi w kolekcji mistrzostwa Anglii, to byłaby taka wisienka na torcie. Kariera żadnego piłkarza nie składa się jednak z samych sukcesów. Moja również. Wspominam z bólem finały Pucharu Anglii, w których nie mogłem wystąpić, czy przegrany finał Ligi Mistrzów w 2007 roku. Ale jestem dumny z tego, co osiągnąłem i nic bym nie zmienił – zapewnia Gerrard.
Wychowanka i kapitana Liverpoolu chciałby pożegnać każdy, ceny biletów na sobotni mecz z Crystal Palace zaczynają się od 100 funtów, za najdroższe trzeba zapłacić nawet kilkanaście razy więcej. Drużyna Gerrarda ma jeszcze matematyczne szanse na zajęcie czwartego miejsca i grę w kwalifikacjach LM, ale musiałaby w dwóch ostatnich spotkaniach zdobyć komplet punktów (za tydzień zmierzy się ze Stoke), a Manchester United przegrać i w niedzielę z Arsenalem, i w ostatniej kolejce z Hull.
Z polskiego punktu widzenia rzeczy ważniejsze będą się działy na dwóch innych stadionach. W Swansea, gdzie chwalony przez kibiców i ekspertów Łukasz Fabiański postara się zatrzymać Manchester City. I w Sunderlandzie, gdzie Leicester z Marcinem Wasilewskim w składzie bronić się będzie przed spadkiem.
Paris Saint-Germain do trzeciego z rzędu mistrzostwa Francji brakuje już tylko punktu (w sobotę mecz w Montpellier), a Barcelonie do odzyskania panowania w Hiszpanii – jednego zwycięstwa. Niedzielne spotkanie z Atletico, mimo groźby strajku, dojdzie do skutku, bo sąd oddalił decyzję o zawieszeniu rozgrywek.