Kiedy 60 lat temu Niemiecka Federacja Piłki Nożnej (DFB) zakazywała kobietom gry w piłkę, w dzienniku „General-Anzeiger" w Oberhausen komentator pisał: „Siniaki na męskich nogach to zjawisko permanentne". Zaś „posiniaczone kobiece nogi tracą swój powab". A to żadną kobietę przecież na dłuższą metę się nie zadowoli, przekonywał komentator. „W dresie sportowym jest im do twarzy, ale na tym koniec", stwierdził chwaląc wydany przez DFB zakaz.
Wiele dziewcząt i kobiet szczególnie w latach 1954-55 pasjonowała się w zachodniej części Niemiec piłką nożną. Nadrenia Północna-Westfalia stała się jej bastionem i pozostała nim także po ogłoszeniu zakazu przez DFB. 77-letnia Anne Droste dobrze pamięta tamte czasy. Nic nie robiła sobie z zakazu i z koleżankami założyła klub Fortuna Dortmund. – Odrabiałyśmy szybko lekcje i szłyśmy grać. Haratałyśmy w gałę z dziewczynami z innych ulic – opowiada rozbawiona.
DFB uzasadniało wprowadzenie zakazu kobiecej piłki nożnej „nieuniknionymi szkodami dla ciała i psychiki" oraz „obrazą przyzwoitości poprzez wystawianie ciała na pokaz".
Rosnące uznanie dla piłkarek
Kluby piłki nożnej miały zakaz udostępniania kobietom swoich boisk. Ale piłkarki zawsze radziły sobie w takiej sytuacji. Grały mecze na miejskich stadionach. – DFB bardzo utrudniało nam życie – wspomina Renate Bress, była piłkarka Fortuny Dortmund. Kobiety nie poddały się presji i nawet znalazły menadżera, który zorganizował im rozgrywki ogólnokrajowe.
Czasami na mecze przychodziło 18 tys. fanów, najpierw, żeby pooglądać skąpo ubrane piłkarki, potem z zamiłowania do piłki nożnej, gdyż poszła fama, że kobiety rzeczywiście potrafią kopać piłkę. Media pisały o „piłkarskich amazonkach", o „zwariowanych na punkcie piłki nożnej gracjach", „o niemożliwym do zatrzymania szturmie na wysokich obcasach na murawę boiska", czy o „ostrych, wysokich podaniach główką od jednej trwałej ondulacji do drugiej".