Śmierć boga. Dlaczego umarł Diego Maradona?

Diego Maradona umarł, bo żył, jak chciał albo jak musiał, spętany od lat demonami i nałogami. Prokuratura ma jednak na temat jego śmierci inne zdanie.

Publikacja: 11.04.2025 09:19

Śmierć boga. Dlaczego umarł Diego Maradona?

Foto: REUTERS/Ciro De Luca

Uważany był przez wielu za boga, nie tylko futbolu. Nieprzypadkowo na suficie hali Sportivo Pereyra w Buenos Aires jest parodia „Stworzenia Adama” Michała Anioła, gdzie to Maradona wyciąga palec w kierunku Leo Messiego, a jego figura w dzielnicy La Boca stoi balkon w balkon z tą przedstawiającą papieża Franciszka. Proces dotyczący jego śmierci w listopadzie 2020 roku rozpoczął się jednak dopiero teraz. Prokuratura oskarża członków zespołu medycznego o rażące zaniedbania w opiece nad 60-latkiem po operacji usunięcia krwiaka mózgu.

Kiedy zmarł, pewne rzeczy wiedzieliśmy na pewno. Chociażby to, że przyczyną było zatrzymanie krążenia i oddychania związane z ostrym obrzękiem płuc. Więcej do dziś jest jednak niewiadomych. Nawet określenie godziny zgonu stało się przedmiotem sporu. Niewykluczone bowiem, że Maradona długo konał w olbrzymim bólu, bo lekarze i pielęgniarka zaglądali do niego rzadko – może z wygody, może ze strachu przed jego agresją syndromu odstawienia, a może faktycznie, aby nie zakłócać choremu spokoju.

Czytaj więcej

Płeć w sporcie. Gdzie są granice kobiecości? Nowe spojrzenie bliższe Donaldowi Trumpowi

Argentyńczyk wracał do zdrowia w prywatnej rezydencji na przedmieściach Buenos Aires, choć zdjęcie jego pokoju w zestawieniu ze słowem „rezydencja” może wpędzić w konfuzję. Maradona leżał na wytartym materacu w łóżku bez oparcia. Obok stał niewielki telewizor, mała lodówka i szafka z półkami na książki. Podobno – to usłyszeliśmy już podczas procesu – na miejscu nie było defibrylatora ani tlenu, choć mowa o pacjencie, który w 2000 roku doznał zawału. Spędził tak dwa tygodnie. Szpital opuścił 11 listopada, zmarł 14 dni później. Niewykluczone, że wypis dostał zbyt wcześnie.

Śmierć Diega Maradony. Ciało odzwierciedlało chorobę duszy

Wiedza o stanie jego organizmu – doświadczonego nie tylko przez lata sportowego wysiłku, ale przede wszystkim alkoholizm oraz uzależnienie od psychotropów – była w domenie publicznej. Wyszedł przecież z biedy i tak naprawdę zawsze należał do ludu, tak jak i całe jego życie. Urugwajski dziennikarz, autor „Otwartych żył Ameryki Łacińskiej” Eduardo Galeano, trafnie pisał, że „ciało Maradony odzwierciedlało chorobę duszy”.

Cierpiał m.in. – zgodnie z raportem z sekcji zwłok – na marskość wątroby, martwicę kanalików nerkowych, ogniskowe stwardnienie kłębuszków nerkowych, niewydolność serca, chorobę niedokrwienną, zwłóknienie mięśnia sercowego, chorobę wieńcową, miażdżycę oraz przerost tętnic. Jego serce, które chcieli wykraść z cmentarza fanatycy klubu Gimnasia de La Plata (lekarz Nelson Castro ujawnił wówczas, że boga pochowano bez serca, bo tym zajmowali się patolodzy sądowi), miało ważyć blisko 0,5 kilograma, czyli dwukrotnie więcej niż u przeciętnego człowieka.

Trzeba zrozumieć, że oni zabili Diega

Fernando Burlando

Umierał przez całe życie, ale niewykluczone, że odejście Maradony przyspieszyli ci, którzy mieli o jego zdrowie dbać. Oskarżeni o „zabójstwo z zamiarem ewentualnym” są neurochirurg Leopoldo Luque, psychiatra Agustina Cosachov, psycholog Carlo Diaz, lekarka Nancy Forlini, lekarz kliniczny Pedro Pablo di Spagna oraz sanitariusze Mariano Perroni i Ricardo Almiron. Dahiana Gisela Madrid poprosiła o rozpatrzenie swojej sprawy oddzielnie. Każdemu grozi od 8 do nawet 25 lat więzienia.

Sprawą od kilku tygodni zajmuje się sąd w San Isidro, który w rozpisanym na pół roku procesie ma przesłuchać ponad 100 świadków. Materiał jest olbrzymi. To również blisko 10 tys. stron maszynopisu obejmującego nie tylko starannie odtworzoną historię medyczną byłego piłkarza, ale także tysiące wiadomości wymienianych przez opiekujący się nim zespół telefonicznie oraz za pomocą komunikatorów internetowych. Niektóre już wcześniej wyciekły do mediów i na ich podstawie wielu wyznawców Maradony dawno wydało wyrok.

To oni krzyczeli „mordercy”, gdy oskarżeni wchodzili do budynku sądu pierwszego dnia procesu. Bóg nie mógł przecież tak po prostu odejść. Dawna towarzyszka piłkarza Veronica Ojeda rozdawała pod sądem koszulki z hasłem: „Sprawiedliwość dla Diega”. – Trzeba zrozumieć, że oni zabili Diega – mówił dziennikarzom adwokat Fernando Burlando. – Wymierzenie sprawiedliwości dla niego to dziś moje największe marzenie – mówi „L’Equipe” córka Dalma Maradona.

Czytaj więcej

Rafael Nadal. Nikt tak pięknie nie cierpiał

Śmierć Diega Maradony. Bóg umierał w cierpieniu

Zespół, który badał przyczyny śmierci, już na początku 2021 roku określił działania lekarzy oraz pielęgniarek jako „niewłaściwe, niewystarczające i lekkomyślne”. Wedle aktu oskarżenia „postępowali w sposób sprzeczny z praktyką medyczną, porzucając Maradonę na pastwę losu poprzez „nieskuteczny, niewystarczający i obojętny monitoring medyczny”. Jego konanie faktycznie miało być kalwarią. – W sercu znaleźliśmy skrzep mózgowy, co sugeruje mękę. Długo cierpiał, zanim zmarł – zeznał jeden z lekarzy Carlos Mauricio Cassinelli.

Zapisy rozmów, które publikowały argentyńskie serwisy, sugerują, że lekarze nie interweniowali, gdy Maradona brał butelkę z alkoholem, więcej – czasami pili wręcz z nim, a Cosachov miała robić mu specjalne koktajle z antydepresantów oraz leków psychotropowych. Diego więc rzekomo pił i przyjmował kofeinę w hurtowych ilościach, ale badania toksykologiczne wykonane po jego śmierci nie wykazały w organizmie obecności alkoholu ani nielegalnych leków.

Wykryto za to przeciwdepresyjną wenlafaksynę, stosowane w leczeniu napadów padaczkowych desmetylowenlafaksynę i lewetyracetam, kwetiapinę na chorobę afektywą dwubiegunową, łagodzący syndrom odstawienia naltrekson oraz metoklopramid na nudności oraz wymioty. Według siostry Any, która rozmawiała z Diegiem jeszcze w klinice, gdzie miał zabieg, na pytanie o ból miał wtedy odpowiedzieć: „Boli mnie dusza”. Podobno był agresywny i sam nalegał na wypis. Ten zatwierdził Luque, a rodzina podkreśla, że nigdy nie miała powodów, aby mu nie ufać.

Ojeda, która widziała go dwa dni przed śmiercią, zeznała, że był już wtedy cały spuchnięty, wycieńczony. – Pielęgniarka czytała magazyn w salonie, a on leżał sam. Niedaleko stał tylko ochroniarz – mówiła. Właśnie ten ostatni, Julio Cesar Coria, miał podjąć nieskuteczną próbę reanimacji. Sam został niedawno zatrzymany i oskarżony o składanie fałszywych zeznań dotyczących swojej relacji z Duquem oraz Cosachov. Na razie został zwolniony, ale grozi mu od trzech do dziesięciu lat więzienia.

Żył z pedałem gazu w podłodze. Pił i ćpał też za trzech, obżerał się tak, że operacyjnie zmniejszano mu żołądek. Świat dzielił wyłącznie na swoich apostołów i głupców, ale nie umiał odróżnić przyjaciół od oszustów.

Śmierć Diega Maradony. Nigdy nie uciekł przed demonami

Śmierć Maradony wstrząsnęła Argentyną. Był przecież bohaterem, który kilkanaście lat temu doczekał się nawet własnego kościoła, który ma dziś ponad 100 tys. członków. Kochano go nie tylko jako wybitnego piłkarza, może najwybitniejszego w dziejach futbolu, który mundial w Meksyku miał wygrać dla kraju niemal samodzielnie, wcześniej w ćwierćfinale biorąc rewanż za Falklandy i ośmieszając Anglików 50-metrowym slalomem między pięcioma obrońcami oraz golem zdobytym ręką – „ręką Boga” – lecz również człowieka z gminu, który zawsze był jednym z nich.

Ma swoich wyznawców, a więc także murale i ołtarze na całym świecie, choć najwięcej: w Buenos Aires oraz Neapolu, gdzie był królem oraz przyjacielem Camorry. Dla Argentyny zdobył złoto (1986) i srebro (1990) mundialu, a dla Napoli – dwa mistrzostwa Włoch (1986/1987, 1989/1990). Pozostał legendą, choć po zakończeniu kariery głównie przegrywał, także jako trener. Kontrolę miał jedynie na boisku, poza nim miotał się napędzany genem autodestrukcji.

Kiedy grał w piłkę, był najlepszy na świecie. Nie istniała inna wersja Maradony, więc gdy brakowało sił, brał doping, choć może nie tyle na choroby ciała, co częściej duszy. Był zawieszony za kokainę, wyrzucono go z mundialu w USA za efedrynę. Nie uznawał półśrodków, żył z pedałem gazu w podłodze. Pił i ćpał też za trzech, obżerał się tak, że operacyjnie zmniejszano mu żołądek. Świat dzielił wyłącznie na swoich apostołów i głupców, ale nie umiał odróżnić przyjaciół od oszustów.

Czytaj więcej

Kogo zdradził Jürgen Klopp

Już jako dzieciak brał środki przyspieszające przyrost masy ciała, podczas kariery nie rozstawał się z lekami przeciwbólowymi. „Ciążyła mu własna osobowość. Miał problemy z kręgosłupem od chwili, kiedy dawno, dawno temu tłum po raz pierwszy skandował jego nazwisko. Maradona dźwigał ciężar, który nazywał się Maradona i sprawiał, że krzyż mu pękał” – pisał Galeano na łamach „Futbolu w słońcu i cieniu”.

Sybaryta, narkoman, alkoholik odurzał się nie tylko używkami, ale także uwielbieniem. – Potrzebuję czuć, że jestem potrzebny – wyznawał. Nieraz wstawał z martwych, a ćpaniu i piciu towarzyszyły odwyki oraz turnusy rehabilitacyjne. Gdy w 2004 roku walczył o życie, Argentyna wyszła na ulice z różańcem w dłoni. Wielu modliło się szeptem. Mówili: „Ciszej, bóg śpi”. To był moment, kiedy akurat nieco wyhamował w pędzie do samozniszczenia, ale nigdy nie uciekł przed własnymi demonami.

Śmierć Diega Maradony. Czy lekarze spisali go na straty?

Został w 2019 roku trenerem Gimnasia y Esgrima La Plata. Kiedy w dniu 60. urodzin przyszedł na trening, wielu widziało, że nie czuje się dobrze, poruszał z trudem. Asystenci pomagali mu opuścić ośrodek. To był piątek. Trzy dni później trafił do szpitala w La Placie, a następnie – do klinki w Buenos Aires, gdzie przeszedł zabieg. – Jest człowiekiem w pewnym wieku, który od lat żyje pod presją. Niełatwo być Maradoną – wyjaśniał wówczas Luque.

Wyznawcy Maradony są przekonani, że został zamordowany, a kiedy ginie bóg, ktoś musi ponieść odpowiedzialność

Wielu spodziewało się, że – tak jak zdarzało się wcześniej – niebawem znów zobaczą nagranie, gdzie mówi: „S…, zobaczcie, jak żyję”. Nie widzieli, jak wypija piwo za piwem oraz wypala kolejne cygara, i nie słyszeli lekarzy szepczących między sobą o tym, że „w takim środowisku nie da się leczyć”, jakby spisali go na straty. Nie wiedzieli też, że między Luquem a Maradoną miało dojść do sprzeczki, która zamieniła się w bójkę, gdy lekarz krzyczał: – Nie możesz mieszać pigułek z alkoholem, bo umrzesz.

Kiedy zmarł, władze państwowe ogłosiły trzydniową żałobę. Jeszcze przed pogrzebem wypłynęły zdjęcia, które pracownicy zakładu pogrzebowego zrobili sobie z ciałem. Wystawienie zakończyło się zamieszkami, więc kolejnego dnia w pogrzebie wzięli udział jedynie najbliżsi. Wyznawcy Argentyńczyka są przekonani, że został zamordowany, a kiedy ginie bóg – nawet jeśli to bóg samozniszczenia – ktoś musi ponieść odpowiedzialność. Maradona spoczywa więc tak, jak żył. Nie może zaznać spokoju.

Uważany był przez wielu za boga, nie tylko futbolu. Nieprzypadkowo na suficie hali Sportivo Pereyra w Buenos Aires jest parodia „Stworzenia Adama” Michała Anioła, gdzie to Maradona wyciąga palec w kierunku Leo Messiego, a jego figura w dzielnicy La Boca stoi balkon w balkon z tą przedstawiającą papieża Franciszka. Proces dotyczący jego śmierci w listopadzie 2020 roku rozpoczął się jednak dopiero teraz. Prokuratura oskarża członków zespołu medycznego o rażące zaniedbania w opiece nad 60-latkiem po operacji usunięcia krwiaka mózgu.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Wojciech Szczęsny przyćmił Roberta Lewandowskiego
Piłka nożna
Liga Konferencji Europy. Jagiellonia Białystok budzi się z pięknego snu
Piłka nożna
Finał we Wrocławiu zniknął za horyzontem. Legia - Chelsea 0:3
futsal
Eliminacje mistrzostw Europy w futsalu. Polska rozbiła Turcję i awansowała
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Piłka nożna
Nie żyje były trener reprezentacji Polski Leo Beenhakker