W tym roku Barcelona rozpoczęła jak dotąd skuteczną pogoń za wyprzedzającymi ją Realem i Atletico Madryt. W La Liga wygrała cztery z pięć meczów. Niekiedy przychodziło jej to trudem, jak ostatnio z Rayo Vallecano, ale zwycięzców się nie sądzi. Tym bardziej, że Katalończycy wrócili na pozycję lidera w lidze, wykorzystując potknięcia rywali ze stolicy, a przecież jeszcze pod koniec stycznia do Realu tracili 10 punktów.
To jest dobry czas na ugruntowanie swojej pozycji na krajowych boiskach, bo sezon staje się coraz bardziej intensywny, z dwoma meczami w tygodniu. Już za kilka dni czeka Barcelonę trudny bój w Pucharze Króla z Atletico w Pucharze Króla (25 lutego, 21.30), potem znowu liga (Real Sociedad), a tydzień później Liga Mistrzów, w której spotka się z Benficą Lizbona (5 marca, godz. 21.00).
Męczarnie Barcelony w pierwszej połowie
Las Palmas wydawał się dobrym rywalem, by podtrzymać passę czterech kolejnych zwycięstw w La Liga. Drużyna z Wysp Kanaryjskich walczy o utrzymanie. Ale to ta drużyna jesienią pokonała Katalończyków 2:1 na Montjuic. Wysłała sygnał ostrzegawczy, że nie należy ich lekceważyć.
Czytaj więcej
FC Barcelona w kolejnej fazie Ligi Mistrzów zagra z Benficą Lizbona. Największymi hitami 1/8 finału będą mecze Real Madryt - Atletico Madryt, PSG - Liverpool.
I w pierwszej połowie Barcelona przeżywała spore trudności. W ofensywie była niemrawa, wcale nie groźniejsza niż Las Palmas. To Wojciech Szczęsny musiał się kilka razy sprężyć, by zapobiec stracie gola. Robert Lewandowski był - jak reszta piłkarzy ofensywnych – mało widoczny.