Viktor Orbán buduje piłkarskie Wielkie Węgry. Na drodze stoi Legia Warszawa

FK TSC Backa Topola, z którą Legia Warszawa zagra w Lidze Konferencji, reprezentuje Serbię, ale jest radością Węgrów, bo diasporę poprzez piłkę scala i uwodzi Viktor Orbán.

Publikacja: 24.10.2024 04:43

Trener FK TSC Backa Topola Jovan Damjanović.

Trener FK TSC Backa Topola Jovan Damjanović.

Foto: PAP/Leszek Szymański

To, że węgierski premier sześć lat temu wziął udział w otwarciu zbudowanej za 9,5 mln euro piłkarskiej akademii i obejrzał później mecz drużyn juniorskich, nie powinno dziwić. Inną sprawą jest fakt, że Orbán wizytował wtedy Backę Topolę, czyli 15-tys. miasteczko serbskiej Wojwodiny, kilkadziesiąt kilometrów od granicy jego kraju. To zaskoczyć już mogło, choć pewnie nie powinno.

Wystarczy rzut oka na mapę piłkarskich wpływów, aby przypomnieć sobie, jak kiedyś wyglądały Węgry. Orbán sam niejednokrotnie określał traktat w Trianon, odbierający krajowi dwie trzecie powierzchni, jako jedną z największych narodowych traum. Kiedy dwa lata temu podczas meczu miał na szyi szalik z konturami Królestwa Węgier sprzed 1920 r., zebrał gromy od Słowaków, Austriaków, Ukraińców, Rumunów i Chorwatów, ale dyplomatyczną burzą wcale się nie przejął.

FK TSC Backa Topola i nie tylko. Jak Viktor Orbán buduje piłkarskie Wielkie Węgry

Podobno zawsze był napastnikiem – na boisku oraz w życiu. Jego miłość do piłki w forintach liczą od lat nie tylko ludzie związani z krajowymi klubami, wobec których Orbán uprawia wręcz futbolową gospodarkę centralnie sterowaną, ale także tymi zagranicznymi. Pieniądze węgierskich podatników płyną dziś bowiem w krwiobiegu zespołów z Serbii, Słowacji, Chorwacji, Słowenii, Ukrainy i Rumunii.

Czytaj więcej

Strefa Gazy. Co różni Izrael od Rosji i dlaczego FIFA wciąż gra na czas?

Związek piłkarski oraz firmy związane z rządem zainwestowały tam, gdzie istnieje duża diaspora. Finansowali klubom akademie i stadiony, zamieniając lokalne zespoły w węgierskie drużyny na uchodźstwie. Efekt jest taki, że dziś podczas meczów w Backiej Topoli, Dunajskiej Stredzie czy Sfantu Gheorghe widać na trybunach czerwono-biało-zielone flagi oraz słychać węgierski hymn (Słowacy próbowali tego zakazać) i okrzyki: „Ria Ria Hungaria”.

– Orbán wydał po prostu polecenie oligarchom – wyjaśnia „Rz” były prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej (PZPN), hungarysta Michał Listkiewicz. – To logiczne, skoro już za swoich pierwszych rządów mówił, że Węgry są jedynym krajem, który sąsiaduje z samym sobą, wskazując na mniejszości. To faktycznie ewenement, gdy w kraju mieszka 5 mln ludzi, a diaspora w Europie to ponad 2 mln.

Viktor Orbán uznał, że tożsamość najłatwiej ocalić poprzez kulturę i sport, więc inwestował w kluby, ośrodki oraz instytucje

Michał Listkiewicz

Orbán postanowił, że jednocześnie ocali rodaków przed asymilacją i zwiększy bazę wyborców, w czym pomogła ustawa pozwalająca nabyć obywatelstwo potomkom ludzi mieszkających na terytoriach, które należały kiedyś do Węgier. Efekt był taki, że Fidesz w ostatnich wyborach parlamentarnych dostał za granicą blisko 94 proc. głosów. – Uznał, że tożsamość najłatwiej ocalić poprzez kulturę oraz sport, więc inwestował w kluby, ośrodki i instytucje – mówi Listkiewicz.

DAC Dunajska Streda, NK Osijek i MOL Sepsi OSK. Europa pod węgierskimi skrzydłami

DAC Dunajska Streda, czyli finansowany przez zaprzyjaźnionego z Orbánem szefa Slovnaftu (słowacka gałąź koncernu MOL) Oszkara Vilagiya klub z 22-tys. miasteczka zamieszkiwanego w 80 proc. przez Węgrów, jest obecnie czwartą drużyną ligi słowackiej, a podczas jej meczów na trybunach widać zarówno węgierskie napisy, jak i – na flagach – kontury granic kraju sprzed 1920 r.

NK Osijek, w który osiem lat temu zainwestowali były burmistrz Felcsutu, czyli rodzinnego miasta Orbána Lorinc Meszaros – Listkiewicz nazywa go „węgierskim Danielem Obajtkiem” – oraz Ivan Mestrovic, regularnie reprezentuje Chorwację w europejskich pucharach. Zagranicznych rywali podejmują na stadionie, którego budowę za 65 mln euro wspólnie sfinansowały klub, węgierski parlament (grantem) oraz mający siedzibę w Budapeszcie konglomerat Opus Global.

Sepsi OSK Sfantu Gheorghe (74 proc. populacji miasta to Węgrzy) sponsorują OTP Bank i MOL. Klub dwa razy zdobył Puchar Rumunii, a rok temu z Ligi Konferencji odpadł w ostatniej rundzie kwalifikacji. Odnosi sukcesy, choć właściciel najbogatszego w tamtejszej lidze FCSB Gigi Becali zapowiedział: – Zniszczymy wszystko, co z nimi związane. Będziemy trzymać Orbána na dystans.

Węgierskie pieniądze trafiły bądź wciąż trafiają – według „Atlaszto” tylko w latach 2013–2018 tamtejsza federacja zainwestowała w zagraniczne kluby 62 mln euro – także do FK Miercurea Ciuc, KFC Komarno, MSK Rimavska Sobota, FK Munkacs Mukachevo, NK Nafta 1903 i Backiej Topoli. Tylko TSC, czyli najbliższy rywal Legii (początek czwartkowego meczu o 21.00, transmisja w Polsacie Sport 1 i Polsacie Sport Premium 2), gra tej jesieni w fazie ligowej europejskich pucharów.

FK TSC Backa Topola. Serbski klub Węgrów, z którym zagra Legia Warszawa

To klub z 33-tys. miasta, gdzie blisko 60 proc. mieszkańców to Węgrzy. Jeszcze dekadę temu TSC występował w czwartej lidze, a dziś próbuje rozbić w lidze belgradzki duopol Crvenej Zvezdy i Partizana. Akurat on – w przeciwieństwie do budzącej sprzeciw w swoich krajach Dunajskiej Stredy czy Sepsi – może liczyć ze strony Serbów na pokojowe współistnienie.

Czytaj więcej

FIFA odwoła klubowy mundial? Presja świata rośnie

Węgierski minister spraw zagranicznych Peter Szijjarto opowiadał przecież niedawno o „bratnich narodach” i chwalił to, jak Serbowie traktują mniejszości, zwłaszcza w regionie Wojwodiny. – To powinien być model dla całego świata – mówił. Nie bez znaczenia są w tym kontekście z pewnością dobre relacje Orbána z prezydentem Aleksandarem Vuciciem, których strategiczna przyjaźń oparta na wspólnocie interesów w ostatnich latach wyłącznie kwitnie.

Kiedy TSC otwierało nowy stadion, jego rywalem był Ferencvaros Budapeszt. Lew w logotypie klubu pochodzi z herbu barona Pala Kraya, który w XIX wieku był w okolicy dużym właścicielem ziemskim i do dziś stoi tam jego zamek. Rok temu, gdy piłkarze z Backiej Topoli mierzyli się w Lidze Europy z West Hamem, zaproszenie na mecz w Londynie dostali obaj ambasadorzy: serbski oraz węgierski.

Najważniejszym sponsorem TSC jest MOL, a węgierska federacja zainwestowała w klubową akademię 30 mln euro. Ta – podobnie jak inne takie ośrodki klubów diaspory – współpracuje blisko z Puskas Academy, która jest oczkiem w głowie Orbána. Trudno się dziwić, skoro powstała w Felcsucie. – Najzdolniejsi juniorzy wyszkoleni w tych klubach trafiają właśnie na Węgry. Tamtejsza akademia wyłuskuje talenty z węgierskich mniejszości i szkoli u siebie – mówi Listkiewicz.

Biały dom lidera Fideszu – „Dom kierownika”, jak mówią mieszkańcy – który kiedyś sam grał w piłkę na poziomie czwartej i piątej ligi, a dziś podobno jest w stanie obejrzeć nawet sześć meczów jednego dnia, oraz stadion Puskás Akadémia FC dzieli kilka metrów, a żona Orbána narzeka podobno, że stadion kradnie światło i zasłania widok z kuchennego okna.

Czytaj więcej

Puskas Akademia. Futbolowa ferma Viktora Orbana

Ten piłkarski Disneyland, na który składają się zaprojektowana przez Imre Makovecza Pancho Arena z kliniką i muzeum oraz piłkarska akademia, powstał w 1,8-tys. miasteczku. Sam obiekt kosztował blisko 13 mln euro, a firmy, które go budowały, wygrywały później rządowe przetargi na duże inwestycje. Wśród beneficjentów projektu był wspomniany wcześniej Meszaros, który w ciągu kilku lat pokonał dzięki Orbánowi drogę od hydraulika do milionera.

Może kiedyś na Pancho Arena o dużą stawkę zagra z gospodarzami także jeden z klubów diaspory. Puskas Akademia FC tak urosła, że na międzynarodowej arenie rywalizuje od czterech sezonów, a w tym roku dopiero po rzutach karnych odpadła z Fiorentiną. Tym razem Węgrom jesienią pozostał więc w pucharach tylko Ferencvaros oraz Backa Topola. Ta druga reprezentuje Serbię, ale tylko formalnie.

To, że węgierski premier sześć lat temu wziął udział w otwarciu zbudowanej za 9,5 mln euro piłkarskiej akademii i obejrzał później mecz drużyn juniorskich, nie powinno dziwić. Inną sprawą jest fakt, że Orbán wizytował wtedy Backę Topolę, czyli 15-tys. miasteczko serbskiej Wojwodiny, kilkadziesiąt kilometrów od granicy jego kraju. To zaskoczyć już mogło, choć pewnie nie powinno.

Wystarczy rzut oka na mapę piłkarskich wpływów, aby przypomnieć sobie, jak kiedyś wyglądały Węgry. Orbán sam niejednokrotnie określał traktat w Trianon, odbierający krajowi dwie trzecie powierzchni, jako jedną z największych narodowych traum. Kiedy dwa lata temu podczas meczu miał na szyi szalik z konturami Królestwa Węgier sprzed 1920 r., zebrał gromy od Słowaków, Austriaków, Ukraińców, Rumunów i Chorwatów, ale dyplomatyczną burzą wcale się nie przejął.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
SPORT I POLITYKA
FIFA odwoła klubowy mundial? Presja świata rośnie
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Piłka nożna
Strefa Gazy. Co różni Izrael od Rosji i dlaczego FIFA wciąż gra na czas?
Piłka nożna
Robert Lewandowski kontuzjowany. Nie zagra w reprezentacji Polski
Piłka nożna
Nieoczekiwana porażka Barcelony. Wielka stopa Roberta Lewandowskiego
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Piłka nożna
Lech znokautował Legię po przerwie. W końcu widowisko w hicie Ekstraklasy
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni