To, że węgierski premier sześć lat temu wziął udział w otwarciu zbudowanej za 9,5 mln euro piłkarskiej akademii i obejrzał później mecz drużyn juniorskich, nie powinno dziwić. Inną sprawą jest fakt, że Orbán wizytował wtedy Backę Topolę, czyli 15-tys. miasteczko serbskiej Wojwodiny, kilkadziesiąt kilometrów od granicy jego kraju. To zaskoczyć już mogło, choć pewnie nie powinno.
Wystarczy rzut oka na mapę piłkarskich wpływów, aby przypomnieć sobie, jak kiedyś wyglądały Węgry. Orbán sam niejednokrotnie określał traktat w Trianon, odbierający krajowi dwie trzecie powierzchni, jako jedną z największych narodowych traum. Kiedy dwa lata temu podczas meczu miał na szyi szalik z konturami Królestwa Węgier sprzed 1920 r., zebrał gromy od Słowaków, Austriaków, Ukraińców, Rumunów i Chorwatów, ale dyplomatyczną burzą wcale się nie przejął.