Od kiedy przed tygodniem prezydent Francji Emmanuel Macron rozwiązał parlament, rozpisując na 30 czerwca i 7 lipca przedterminowe wybory, nie było konferencji prasowej piłkarskiej reprezentacji Trójkolorowych, podczas której zaproszeni zawodnicy nie musieliby się wypowiedzieć na temat głosowania.
Przez pierwsze dni byli raczej ostrożni, zachowawczy, aż w sobotę słowa Marcusa Thurama rezonowały we francuskim świecie polityki. – Sytuacja nigdy nie była tak poważna – powiedział 26-letni napastnik Interu Mediolan. – Trzeba zrobić wszystko, aby nie pozwolić tej partii przejść dalej i aby to już się więcej nie powtórzyło – dodał, nawiązując do zwycięstwa ugrupowania Marine Le Pen.
Czytaj więcej
Blisko 55 tysięcy przedstawicieli służb, w tym 2,5 tysiąca z zagranicy, dba o bezpieczeństwo podczas turnieju. Największym wyzwaniem jest ochrona reprezentantów Ukrainy.
Thuram podkreślił, że wypowiada się w imieniu większości członków kadry narodowej. Opisywał, że po remisie z Kanadą w ubiegłą niedzielę, czyli w dniu wyborów do Parlamentu Europejskiego, którego wyniki zaważyły na decyzji Macrona, w szatni wszyscy byli zszokowani. – Nie mam wątpliwości, że wszyscy myślą to co ja – mówi.
Podczas poprzednich spotkań z dziennikarzami zawodnicy nie zajęli jednak tak zdecydowanego stanowiska. Jedynie naciskany Ousmane Dembele wydusił z siebie, że „sytuacja we Francji jest alarmująca, a wszyscy powinni pójść na wybory”. Olivier Giroud zachęcał do oddania głosów, bo frekwencja była marna, ujawnił, że „nie ma zamiaru podawać szczegółów na temat swoich sympatii politycznych”.