Jak debiutować w El Clasico, to właśnie w takim stylu. Najpierw efektowne trafienie zza pola karnego, później – już w doliczonym czasie – bramka na wagę zwycięstwa i tytuł piłkarza meczu.
O tym, co Bellingham zrobił w sobotnie popołudnie, mówią media w całej Europie. Ale najwięcej rzecz jasna te w Hiszpanii i w Anglii. Madrycki „AS” zauważa, że Bellingham „posiada dar wielkości, ma znakomitą osobowość i jest urodzonym przywódcą. Gra jak klasyczna dziesiątka, ma żarłoczność dziewiątki, a nosi liczbę 5 na cześć jednego ze swoich idoli, Zinedine’a Zidane’a”. Strzelił już nawet więcej ligowych goli dla Realu (10) niż słynny Zizou w jakimkolwiek sezonie w barwach Królewskich.
Czytaj więcej
Zaczęło się źle dla Realu, a skończyło zdobyciem kompletu punktów. Po dwóch golach Bellinghama zespół z Madrytu pokonał na Stadionie Olimpijskim Barcelonę 2:1. Po kontuzji do gry wrócił Robert Lewandowski.
„Madryt i Bellingham to bajka” – dodaje angielski „Telegraph”. Ten związek od początku wydawał się skazany na sukces. Bellinghamem interesowali się wszyscy futbolowi giganci, ale on zdecydował się wybrać Real, który planował odmłodzenie składu. I błyskawicznie zaczął spłacać kredyt zaufania, jakim obdarzyli go szefowie klubu z Madrytu. Tylko trzy z 13 spotkań zakończył bez bramki albo asysty.
Bellingham wszystko robił szybciej niż jego rówieśnicy. W Birmingham City, którego jest wychowankiem, zadebiutował już w wieku 16 lat i w pierwszym sezonie rozegrał ponad 40 meczów na zapleczu angielskiej Premier League. Techniką bił innych na głowę, a dzięki silnej budowie ciała wygrywał ze starszymi pojedynki.