Warszawska Polonia rozsmakowała się w strzeleckich ucztach, we wszystkich jej trzech meczach w tym sezonie padało po pięć bramek. Po dwóch porażkach u siebie wynikami 2:3 w poniedziałek polonistom udało się odwrócić role – tym razem to oni wygrali 3:2 i uciszyli kibiców gospodarzy, choć w Gdyni i tak cały wieczór był wyjątkowo cichy. Piłkarze obu drużyn zaserwowali emocjonujące widowisko, ale trybuny przy Olimpijskiej świeciły pustkami. I nie przez chłodną, typowo jesienną pogodę, a kibicowski bojkot. Mecz Arka - Polonia przywołał najgorsze piłkarskie wspomnienia z czasów pandemicznych lockdownów i meczów przypominających treningi, rozgrywanych w przeraźliwej ciszy.
Dlaczego kibice bojkotują mecze Arki
W Gdyni bez zmian, kibice od początku sezonu dają do zrozumienia Michałowi Kołakowskiemu, że tylko jedną decyzję nielubianego właściciela przyjmą gromkim aplauzem – sprzedaż klubu. Fani Polonii przybyli z wyrazami wsparcia, rozwieszając w swoim sektorze transparent „Arka bez Kołaków”. Ta solidarność wynikła na pewno z pamięci o dawnej kibicowskiej zgodzie łączącej Portowców i Czarne Koszule, ale po części pewnie i z tego, że warszawianie sami przeżywali przeróżne przygody z właścicielami, przez co Polonia od 2013 roku musi się piąć po ligowych szczeblach od piątego poziomu rozgrywek. Zresztą garstka obecnych na stadionie sympatyków Arki wychwyciła to skojarzenie w mig i na stadionie dało się usłyszeć: „Obyśmy i my nie musieli zaczynać za rok od IV ligi”.
Czytaj więcej
- Warszawa może mieć dwa silne kluby i derby ze wspaniałą atmosferą - mówi Gregoire Nitot. Jego Polonia awansowała właśnie do pierwszej ligi. Właściciel Czarnych Koszul opowiada także o cenie awansu, nowym stadionie i planach na przyszłość.
Sytuacja na Polonii jest dziś zupełnie inna, francuski biznesmen Grégoire Nitot cieszy się dużym zaufaniem kibiców. Gdy Kołakowskiemu w Gdyni zarzuca się brak sportowych ambicji, to ekscentryczny właściciel firmy informatycznej Sii potężnym wkładem z własnej kieszeni zagwarantował Polonii dwa awanse w dwa lata. A w Trójmieście, mimo niemeczowej atmosfery na trybunach i pochmurnej pogody, wręcz promieniał. Widać było, jak bardzo go cieszy odważna gra drużyny, zupełnie inna niż przed tygodniem z Wisłą Kraków, gdy poloniści tak przestraszyli się bardziej doświadczonego przeciwnika, że w pierwszej połowie wydawało się, że grają w „piłka parzy”. A zarazem gra bardziej konsekwentna niż w premierowym meczu sezonu z GKS Tychy, gdy po dwóch szybko strzelonych bramkach osiedli na laurach.
Jak Polonia odniosła pierwsze zwycięstwo w I lidze
Poloniści ruszyli do ataku od pierwszego gwizdka i dość szybko wyszli na prowadzenie po świetnym rajdzie Wojciecha Fadeckiego, ale jeszcze szybciej stracili potem gola na 1:1. Po koszmarnych błędach w obronie i niepewnym wyjściu z bramki Mateusza Kuchty piłkę do pustej siatki skierował Karol Czubak, król strzelców poprzedniego sezonu. Ale warszawianie nie oddali inicjatywy i jeszcze przed przerwą Michał Bajdur odzyskał dla nich prowadzenie drugim już w tej rundzie golem bezpośrednio z rzutu wolnego. I znowu role się odwróciły: tym razem to nie Polonia dostała bramkę do szatni.