Tak, jest w drugim tomie książki „Warszawa idzie na mecz” niemały ładunek sentymentu, większy niż w tomie pierwszym. Trudno, żeby było inaczej, skoro zasadniczą treść poprzedzają zdjęcia trzech dokumentów poświadczających, że kol. Szczepłek Stefan zgłosił się w 1964 roku do klubu sportowego Hutnik Falenica, był w tym samym roku członkiem sekcji koszykówki warszawskiej Legii oraz trzy lata później sekcji lekkoatletycznej AZS UW. Z takimi papierami ruszył podbijać Warszawę, by dziś opowiedzieć nam, co z tej brawurowej decyzji wynikło.
Wynikło wiele. Pospieszny czytelnik może nawet wysnuć nieźle uzasadniony wniosek, że Szczepłek uprawiał wszystkie sporty i był na wszystkich meczach oraz turniejach i rozgrywkach ligowych w stolicy. Także na okolicznościowych zjazdach, rautach, balach oraz balangach i prywatkach. Od zawsze, a przynajmniej od międzywojnia. Nawet jeśli jest to prawda jedynie w 99 procentach, to wystarczy, by się dać porwać na tę czasem nostalgiczną, czasem ekscytującą na inne sposoby wyprawę ze Stadionu Wojska Polskiego na stadion w parku Skaryszewskim, ze stadionu Skry na stadion Hutnika, z Torwaru do Centrum Olimpijskiego, z hotelu Bristol do hotelu Sheraton, od pomnika Feliksa Stamma do pomnika Syrenki, ze Śródmieścia na Pragę i z powrotem, jeśli ktoś chce.
Czytaj więcej
Z tą książką chce się chodzić po stolicy i po nowemu patrzeć na jej kamienice, ulice i parki. Ste...
Żeby było bardziej interesująco, autor zabrał ze sobą kilku warszawiaków (z urodzenia lub nie), którzy w sportowej historii stolicy zostawili ślad mocniejszy od innych i do tego potrafią o tym opowiedzieć. Niektórzy wprawdzie nie żyją, ale pamięci autora wystarczy, by stawili się na kartach książki w świetnej formie i poprowadzili nas własnymi szlakami, racząc po drodze lodami Pingwin, wodą z saturatora lub czymś mocniejszym. Mały spoiler: Kazimierza Deyny i Kazimierza Górskiego zabraknąć w tej historii nie mogło, choć przechył piłkarski nie jest znaczny.
Rozmowa z Wojciechem Gąssowskim daje zaś pogląd o stałej i ścisłej łączności stołecznego świata sportu i kultury. Artyści i sportowcy spotykali się zarówno na trybunach Legii, w Hali Gwardii, jak i w modnych stołecznych lokalach oraz w prywatnych mieszkaniach. Powiedzmy otwarcie – tylko Szczepłek mógł dowiedzieć się, że Stanisław Dygat z racji znajomości francuskiego był kiedyś bankiem informacji przed meczem Legii z Saint-Etienne, narady z trenerami Edmundem Zientarą i Bernardem Blautem odbywały się w jego mieszkaniu, a Kalina Jędrusik przynosiła herbatę.