Kiedy, jeśli nie teraz – zadają sobie pytanie kibice City oraz arabscy właściciele klubu, którzy z planu podboju Europy uczynili sens swoich nieziemskich inwestycji.
Zadaje je sobie pewnie także Pep Guardiola. Na triumf w Champions League czeka już 12 lat. Sukcesu z Barcelony nie powtórzył w Monachium, teraz od siedmiu lat próbuje dogonić marzenie w Manchesterze. Najbliżej był w 2021 roku, ale musiał uznać wyższość Chelsea. Przechytrzył go przyjaciel Thomas Tuchel.
Czytaj więcej
Angielska drużyna pokonała w finale Fiorentinę 2:1 i zdobyła swoje drugie europejskie trofeum. O...
Guardiola wyrównał już rachunki, bo w ćwierćfinale wyeliminował prowadzony przez Tuchela Bayern. A w kolejnej rundzie zrewanżował się Realowi Madryt za porażkę w zeszłym roku na tym samym etapie. To była demonstracja siły City – w dwumeczu rozbili obrońców trofeum aż 5:1.
W kluczowych momentach Guardiola padał często ofiarą własnego perfekcjonizmu. Kombinował z taktyką i składem, szukał nowych pomysłów, by zaskoczyć rywala. To dążenie do doskonałości kończyło się zwykle katastrofą. Dostał bolesną lekcję, więc teraz stawia na proste środki.