Arsenal wciąż jest liderem Premier League, ale za chwilę może się to zmienić. Porażka z obrońcami tytułu stawia go w bardzo trudnej sytuacji, bo konkurenci nabierają rozpędu.
Kanonierzy marzą o pierwszym mistrzostwie od blisko 20 lat, ale w kluczowym momencie sezonu zaczęli fałszować. Od początku kwietnia nie wygrali meczu. W starciu z Manchesterem City brakowało im argumentów, by myśleć o zwycięstwie.
Przegrywali już po siedmiu minutach. Erling Haaland przyjął piłkę w środku boiska, odegrał ją do Kevina de Bruyne, a ten popędził w stronę pola karnego i uderzył płasko po ziemi - w sam róg. Zwykle to Belg asystuje Norwegowi, ale w środę role się odwróciły.
Podobnie było przy golu na 3:0. Haaland znów podawał, a De Bruyne trafił po raz drugi. Ten wieczór należał do niego. Do dwóch bramek Belg dołożył asystę z rzutu wolnego. Początkowo sędzia odgwizdał w tej sytuacji spalonego, ale po analizie VAR i wyrysowaniu linii okazało się, że Ben White zostawił stopę i gol Johna Stonesa został uznany.
Kiedy De Bruyne schodził z murawy, żegnały go owacje na stojąco. Dominacja piłkarzy Pepa Guardioli nie podlegała dyskusji. Bramki doczekał się również Haaland, który miał tyle okazji, że mógł uzbierać nawet hat tricka.