Czechy - Polska 3:1. Wstyd! Polacy bez szans w Pradze

Fernando Santos mógł myśleć, że jako trener widział wszystko, ale nasi piłkarze go zaskoczyli. Nowe otwarcie, które obiecał Robert Lewandowski, nie dało nadziei, tylko wstyd. Polacy na początek eliminacji Euro 2024 przegrali z Czechami 1:3.

Publikacja: 24.03.2023 22:40

Czechy - Polska 3:1. Wstyd! Polacy bez szans w Pradze

Foto: PAP/Leszek Szymański

Korespondencja z Pragi
Portugalczyk jest uznanym fachowcem, ale klasa trenera to czasem mało, kiedy ośmieszają się piłkarze, a początek meczu w Pradze wyglądał jak niesmaczny żart. Rywale potrzebowali dwóch dośrodkowań i 129 sekund, żeby strzelić Polakom dwa gole. Wiedzieliśmy, że gramy na wyjeździe z solidnym rywalem, ale scenariusza, w którym Czesi tak szybko rzucają nas na liny, nie było w planach.

Pierwszego gola strzelił Ladislav Krejci - główkował po dośrodkowaniu z autu. Nieudolnie opiekowali się nim Krystian Bielik oraz Jan Bednarek. Polacy jeszcze się nie ocknęli, a Karol Linetty stracił piłkę, lewym skrzydłem urwał się David Jurasek i precyzyjnie dograł do Tomasa Cvancary, którego nie przypilnował Jakub Kiwior. Wojciech Szczęsny znów musiał wyciągać piłkę z siatki.

Trwał czeski film. "Słońce, siano i parę razy po gębie". Nikt nie wiedział, co się dzieje. Rywale się rozzuchwalili i szukali kolejnych szans, a gra naszej reprezentacji wskrzesiła wspomnienia o ciemnych wiekach polskiej piłki. Takich, gdy gra reprezentacji budziła głównie złe emocje, a kibice koncentrowali się na odpalaniu rac, lżeniu Polskiego Związku Piłki Nożnej (PZPN) i mobilizowaniu zawodników wulgaryzmami.

Polacy zaskoczyli wiarusa

Santos ma 68 lat, pracuje jako trener od blisko czterech dekad. Prowadził czołowe portugalskie i greckie kluby, pracował z obiema reprezentacjami, próbował okiełznać ego Cristiano Ronaldo. Moglibyśmy z czystym sumieniem posłużyć się frazesem, że zjadł na swoim zawodzie zęby. Sam miał nawet prawo pomyśleć, że widział już tym fachu wszystko, ale Polacy umieli tego wiarusa zaskoczyć. Człowiek jednak uczy się przez całe życie.

Bilans pierwszych akcji był zdumiewający: straciliśmy dwa gole i jednego zawodnika, bo już po ośmiu minutach Robert Gumny zmienił kontuzjowanego Matty’ego Casha. Niewykluczone, że nasz obrońca urazu doznał przy drugim golu, kiedy próbował dogonić Juraska, ale nie zdołał. Trener musiał interweniować, sytuacja była krytyczna. Dwóch kolejnych zmian dokonał już w przerwie.

129 sekund

potrzebowali Czesi, żeby strzelić Polakom dwa gole

Zanim na boisko weszli Michał Skóraś i Karol Świderski, Polacy w pierwszej połowie do pola karnego rywali zbliżyli się tylko kilka razy. Najpierw Robert Lewandowski uderzył anemiczne, a kilka chwil później Przemysław Frankowski - choć miał przed sobą tylko bramkarza - trafił prosto w niego. Nieźle z dystansu strzelił Karol Linetty, ale Jiriemu Pavlence nie zrobił krzywdy. Prowadzenie mogli za to podwyższyć rywale.

Tęskniąc za Kamilem Glikiem

Santos skład podał piłkarzom półtorej godziny przed meczem, więc nie było mowy o przeciekach, ale pierwszą „jedenastkę” dało się przewidzieć. Selekcjoner nie zaskoczył. Nasza reprezentacja wybiegła na Fortuna Arenę z czterema obrońcami, a z przodu Portugalczyk wybrał zawodników, którzy lubią swój zawód, bo piłka raczej im pomaga niż przeszkadza w grze. Tak nam się przynajmniej wydawało, bo tego dnia futbolem cieszyli się rywale.

Czwarty raz koszulkę z orzełkiem na piersi założył Michał Karbownik. Czekał na powrót do reprezentacji trzy lata, bo karierę wstrzymały mu urazy oraz złe decyzje zawodowe, ale jego powrót sprawił, że zatęskniliśmy za Bartoszem Bereszyńskim. Zagrał słabo, a tuż przed przerwą rywale pograli z nim jak z uczniakiem. Uratował go Szczęsny, który wygrał dwa pojedynki z Cvancarą. Boisko opuścił w przerwie. Na więcej minut nie zasłużył.

Tęskniliśmy za Bereszyńskim i za Kamilem Glikiem, choć przecież wiele razy kończyliśmy mu reprezentacyjną karierę. Kiwior przy trzecim golu nie umiał przeciąć podania Aleksa Krala, a do bramki trafił Jan Kuchta. Tym razem bramka nie raziła Polaków jak grom. Mogliśmy się jej spodziewać, Szczęsny kilka minut wcześniej dwukrotnie ratował kolegów. Przegrywaliśmy 0:3, a bramkarz wciąż był czołową postacią naszej drużyny.

Czekając na premię

Atmosfera wokół reprezentacji nie była przed meczem najlepsza. Kadra trzy miesiące wcześniej awansowali wprawdzie do 1/8 finału mistrzostw świata  - takiego sukcesu wypatrywaliśmy od dekad - ale mundial pozostawił złe wspomnienia. Gra Polaków raniła oczy, co nie przeszkodziło im po wyjściu z grupy pożreć o obiecaną przez premiera Mateusza Morawieckiego kilkudziesięciomilionową premię, której ostatecznie nie dostali.

Czytaj więcej

Robert Lewandowski zabrał głos ws. „afery premiowej”. Przeprosił kibiców

Lewandowski, Grzegorz Krychowiak i Czesław Michniewicz bagatelizowali sprawę, rozmowa miała trwać pięć minut. Inną wersję tuż przed meczem z Czechami przedstawił Łukasz Skorupski, wywołując kapitana do tablicy. Lewandowski nie mógł dłużej chować głowy w piasek i powiedział: „Przepraszam”. Zamknął temat, choć do końca go nie wyjaśnił. Drużyna miała przemówić na boisku, ale znów przyniosła wstyd. Mamy piłkarzy, których znać na znacznie więcej.

Wypatrywaliśmy zespołu, który zacznie grać w piłkę, bo podczas mundialu Polacy futbolem zainteresowani nie byli. Oglądanie naszej reprezentacji w Katarze bolało, teraz dramat przerodził się w czarną komedię. Swój rozdział dopisali do niej kibice, ale piłkarzy nie porwał nawet wykrzyczany kwadrans przed ostatnim gwizdkiem "Mazurek Dąbrowskiego". Honor uratował Damian Szymański, który wykazał się sprytem i trafił do bramki z kilku metrów.

Premierzy Czech i Polski - Petr Fiala i Mateusz Morawiecki - na meczu w Pradze

Premierzy Czech i Polski - Petr Fiala i Mateusz Morawiecki - na meczu w Pradze

Foto: PAP/Leszek Szymański

Mecz w Pradze z trybun oglądał premier Morawiecki. Publiczną kasą zarządza zazwyczaj impulsywnie, więc może teraz także zacznie działać. Polacy nie mają noża na gardle - przegrali z najsilniejszym rywalem w grupie, awans wywalczą dwie drużyny - ale nie wolno przecież zdawać się wyłącznie na los. Warto dodatkowo zmobilizować zawodowców, może obiecać dodatkową premię za awans. Tak na wszelki wypadek.

Eliminacje Euro 2024
Czechy - Polska 3:1 (2:0)

Bramki: L. Krejci (1), T. Cvancara (3), J. Kuchta (64) - D. Szymański (87).
Żółte kartki: T. Soucek, J. Brabec (Czechy).
Czechy: J. Pavlenka - L. Krejci, J. Brabec, T. Holes - D. Jurasek (89, J. Zeleny), T. Soucek, A. Hlozek (89, V. Cerny), A. Kral, V. Coufal (70, D. Doudera) - J. Kuchta (70, A. Barak), T. Cvanara (64, M. Chytil).
Polska: W. Szczęsny - M. Cash (8, R. Gumny), J. Bednarek, J. Kiwior, M. Karbownik (46, M. Skóraś) - P. Frankowski, K. Bielik (46, K. Świderski), K. Linetty (77, D. Szymański), S. Szymański (64, N. Zalewski), P. Zieliński - R. Lewandowski.
Sędzia: T. Sidiropoulos (Grecja) 
Widzów: 19 045

Korespondencja z Pragi
Portugalczyk jest uznanym fachowcem, ale klasa trenera to czasem mało, kiedy ośmieszają się piłkarze, a początek meczu w Pradze wyglądał jak niesmaczny żart. Rywale potrzebowali dwóch dośrodkowań i 129 sekund, żeby strzelić Polakom dwa gole. Wiedzieliśmy, że gramy na wyjeździe z solidnym rywalem, ale scenariusza, w którym Czesi tak szybko rzucają nas na liny, nie było w planach.

Pierwszego gola strzelił Ladislav Krejci - główkował po dośrodkowaniu z autu. Nieudolnie opiekowali się nim Krystian Bielik oraz Jan Bednarek. Polacy jeszcze się nie ocknęli, a Karol Linetty stracił piłkę, lewym skrzydłem urwał się David Jurasek i precyzyjnie dograł do Tomasa Cvancary, którego nie przypilnował Jakub Kiwior. Wojciech Szczęsny znów musiał wyciągać piłkę z siatki.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
W co gra Gianni Infantino
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Piłka nożna
Debiut Biało-Czerwonych pod wodzą Fernando Santosa. Niech już nie fałszują
Piłka nożna
Paul Pogba nie brał celowo dopingu. Kiedy i gdzie wróci do gry?
Piłka nożna
Cristiano Ronaldo – piłkarz z miliardem wyznawców
Piłka nożna
Robert Lewandowski zainwestował w osiedle dla olimpijczyków. Znamy lokalizację i ceny