Krzynówek: Nicea albo śmierć

Uczestnik dwóch mundiali i jednego Euro Jacek Krzynówek o dawnej i obecnej reprezentacji Polski.

Aktualizacja: 23.03.2016 21:06 Publikacja: 23.03.2016 17:50

Krzynówek: Nicea albo śmierć

Foto: AFP

Rzeczpospolita: Wczoraj mecz z Serbią, w sobotę z Finlandią, a potem jeszcze dwa. Kibice mają o czym mówić, ale czy na podstawie takich spotkań powinni wyciągać głębsze wnioski?

Jacek Krzynówek: W ograniczonym stopniu. Każdy mecz jest ważny dla piłkarza, przynajmniej tak powinno być. Ale wiadomo, że kiedy poprzedzają one taki turniej jak mundial czy Euro, to każdy w tyle głowy myśli o tym. Natomiast każdy taki sparing jest ważny dla trenera. To ostatnie szanse na sprawdzenie zawodników czy ustawień na boisku. A kiedy sprawdza się coś nowego, to nie zawsze działa i wtedy można przegrać.

Pan dwukrotnie wystąpił na mundialach – w Korei i w Niemczech, raz na Euro – w Austrii. Jako jedyny polski piłkarz grał pan na tych turniejach we wszystkich dziewięciu meczach. Na podstawie sparingów przed nimi niewiele można było wywnioskować. Przed mundialem w Niemczech przegraliśmy w Bełchatowie z Litwą, a przed Euro pokonaliśmy Czechów i ponieśliśmy tylko jedną porażkę. A potem było jak zawsze...

Niestety. Sam się na tym łapię, że mówię już „za moich czasów". Ale warto tak mówić, bo dziś jest inaczej. Przyzwyczailiśmy się, a kibice razem z nami, że po meczu otwarcia Polska rozgrywała drugi o wszystko, potem trzeci o honor i do domu. W dodatku za każdym razem na jakimś etapie musieliśmy się zmierzyć z gospodarzami. Miałem na tych turniejach trzech różnych trenerów, każdy miał swoje metody, każde przygotowania były inne, ale efekt taki sam.

Może przydałby się psycholog. Chociaż, gdyby miał do czynienia z Piotrem Świerczewskim czy Tomaszem Hajto, sam musiałby skorzystać z pomocy kolegi po fachu...

Jednym jest potrzebny, innym nie. Niektórym zawodnikom zdarza się zasnąć na spotkaniach z psychologiem. Ja byłem zawsze silny psychicznie, ale w Norymberdze, kiedy drużynie nie szło, psycholog i mnie pomógł. Uświadomił, ile pozytywów można wyciągnąć z porażek, i wróciliśmy do normy.

Może więc da pan jakąś radę Adamowi Nawałce i swoim następcom?

Nie dam, bo na to nie ma recepty. Trenerzy się zmieniają, zawodnicy i warunki też. W roku 2002 awansowaliśmy na mundial pierwszy raz po 16 latach i nikt nie wiedział, jak on wygląda. Cztery lata później na dzień dobry graliśmy z Ekwadorem, który kilka miesięcy wcześniej pokonaliśmy 3:0, a ja nie wykorzystałem karnego. Nie zlekceważyliśmy Ekwadorczyków, ale oni wyciągnęli więcej wniosków z porażki niż my ze zwycięstwa. Poza tym, kiedy oglądałem później ten mecz na wideo, miałem wrażenie, że poruszamy się jakby w zwolnionym tempie. Nikogo nie oskarżam, ale dziwnie to wyglądało. Zadaniem Adama Nawałki, a zwłaszcza jego sztabu, będzie wyciągnięcie wniosków z tamtych sytuacji.

Czym się różni obecna reprezentacja od tamtej?

Po pierwsze, choć minęło niewiele lat, to już są piłkarze innej generacji, inaczej wychowywani, odżywiani i szkoleni. Po drugie, za moich czasów i jeszcze do niedawna reprezentację ciągnęły trzy–cztery osoby, a reszta się dopasowywała. Kiedy ktoś miał kontuzję, powstawał problem. Dziś ciężar gry rozkłada się na więcej osób niż cztery.

Na prawie 11...

Prawie. Kiedy dominowała jeszcze trójka z Dortmundu, przeciwnicy wiedzieli, co zrobić. Wystarczyło wyeliminować Roberta Lewandowskiego, Kubę Błaszczykowskiego i Łukasza Piszczka. To się czasami udawało. Teraz doszli Kamil Glik, Grzegorz Krychowiak, Arkadiusz Milik, Kamil Grosicki. Kiedy jednemu nie idzie, to drugi go wspiera. Poza tym na większości pozycji jest rywalizacja. Nas się teraz boją, a to jest sytuacja nowa.

Który z naszych przeciwników we Francji będzie najgroźniejszy?

Zawsze pierwszy jest najtrudniejszy. To zasadnicza różnica, czy zaczynasz turniej od zwycięstwa, czy od porażki. My tego pierwszego meczu dawno nie wygraliśmy. Porażka pogarsza sytuację, bo stawiasz się pod ścianą. Robi się nerwowo, w kadrze tworzą się grupki, selekcjoner myśli o zmianie składu, zawodnicy mają pretensje do dziennikarzy, że za nisko ich oceniają.

Tak było w Korei. Kilku zawodników większą aktywność wykazywało w walce z dziennikarzami niż na boisku...

Nie chcę o tym mówić, to się nie może powtórzyć. Zwycięstwo w Nicei nad Irlandią Północną da nam komfort w kolejnych meczach.

Słychać głosy, że Adam Nawałka może nie powołać Jakuba Błaszczykowskiego do kadry na Euro, ponieważ nie ma on miejsca w Fiorentinie. Co by pan zrobił na miejscu trenera?

W roku 2006 byłem w podobnej sytuacji w Leverkusen jak Kuba dziś we Florencji. Mimo to Paweł Janas powołał mnie na mundial, grałem i nie byłem chyba ostatni. Kuba jest jednym z kapitanów reprezentacji, niezależnie od formy sportowej może jej wiele dać. Byliśmy bardzo zdziwieni, kiedy się dowiedzieliśmy, że na mundial do Korei nie leci Tomek Iwan, który wywalczył z nami awans. Szok przeżyliśmy cztery lata później, kiedy się okazało, że w kadrze na finały mistrzostw świata w Niemczech zabrakło Jurka Dudka, Tomka Frankowskiego, Tomka Rząsy i Tomka Kłosa. Coś takiego źle wpływa na atmosferę. Na Euro w Austrii Kuba miał pecha, bo pojechał z nami, a z powodu kontuzji musiał opuścić zgrupowanie przed turniejem.

Nie przypominam sobie Błaszczykowskiego, który na boisku nie daje z siebie wszystkiego...

Bo on taki jest. Jesteśmy wybrańcami wielomilionowego narodu. Kiedy wkładamy w szatni koszulkę, czujemy się zaszczyceni. Na pewno było wielu lepszych piłkarzy ode mnie. Ale to ja rozegrałem 96 meczów w reprezentacji, bo mi na tym zależało.

Piłka nożna
Kadra przeprowadza się do Chorzowa. Dlaczego polscy piłkarze nie zagrają już na PGE Narodowym?
Piłka nożna
Czerwona kartka Wojciecha Szczęsnego. Kto będzie bronił w Barcelonie?
Piłka nożna
Szybcy i wściekli. Barcelona rozbiła Real i ma Superpuchar Hiszpanii, Wojciech Szczęsny z czerwoną kartką
Piłka nożna
Piłkarze bez przedłużonych kontraktów. Kto po sezonie może odejść za darmo?
Piłka nożna
Będzie pierwsze w tym roku El Clasico. Barcelona i Real zagrają o Superpuchar Hiszpanii