Rzeczpospolita: Wczoraj mecz z Serbią, w sobotę z Finlandią, a potem jeszcze dwa. Kibice mają o czym mówić, ale czy na podstawie takich spotkań powinni wyciągać głębsze wnioski?
Jacek Krzynówek: W ograniczonym stopniu. Każdy mecz jest ważny dla piłkarza, przynajmniej tak powinno być. Ale wiadomo, że kiedy poprzedzają one taki turniej jak mundial czy Euro, to każdy w tyle głowy myśli o tym. Natomiast każdy taki sparing jest ważny dla trenera. To ostatnie szanse na sprawdzenie zawodników czy ustawień na boisku. A kiedy sprawdza się coś nowego, to nie zawsze działa i wtedy można przegrać.
Pan dwukrotnie wystąpił na mundialach – w Korei i w Niemczech, raz na Euro – w Austrii. Jako jedyny polski piłkarz grał pan na tych turniejach we wszystkich dziewięciu meczach. Na podstawie sparingów przed nimi niewiele można było wywnioskować. Przed mundialem w Niemczech przegraliśmy w Bełchatowie z Litwą, a przed Euro pokonaliśmy Czechów i ponieśliśmy tylko jedną porażkę. A potem było jak zawsze...
Niestety. Sam się na tym łapię, że mówię już „za moich czasów". Ale warto tak mówić, bo dziś jest inaczej. Przyzwyczailiśmy się, a kibice razem z nami, że po meczu otwarcia Polska rozgrywała drugi o wszystko, potem trzeci o honor i do domu. W dodatku za każdym razem na jakimś etapie musieliśmy się zmierzyć z gospodarzami. Miałem na tych turniejach trzech różnych trenerów, każdy miał swoje metody, każde przygotowania były inne, ale efekt taki sam.
Może przydałby się psycholog. Chociaż, gdyby miał do czynienia z Piotrem Świerczewskim czy Tomaszem Hajto, sam musiałby skorzystać z pomocy kolegi po fachu...