Kiedy rok temu Klopp ogłaszał, że odejdzie z Borussii, pewnie nie spodziewał się, że tak szybko wróci do Dortmundu z nowym zespołem.
– Takie historie pisze tylko futbol. Cieszę się, że będę mógł pokazać moim chłopakom ten cudowny stadion i miasto – mówi trener Liverpoolu, ale przyznaje, że męczy go szum, jaki towarzyszy jego przyjazdowi.
Trudno się jednak dziwić, że powrót Kloppa wzbudza takie emocje. Siedem lat pracy w Dortmundzie pozwoliło mu wejść do trenerskiej pierwszej ligi. Dziś jest wymieniany jednym tchem z Pepem Guardiolą i Jose Mourinho, choć w przeciwieństwie do nich jeszcze nie wygrał Ligi Mistrzów.
Ale zdobył coś cenniejszego – uwielbienie kibiców. Bardziej niż za trofea (dwa mistrzostwa, dwa superpuchary i puchar Niemiec) kochali go za przedstawienie, jakie dawał z drużyną na boisku. Za autentyczność, luz, specyficzny humor. I za takie oryginalne wypowiedzi: – Czy będę miał w czwartek rozdarte serce? Na szczęście w piłce, nieco inaczej niż w prawdziwym życiu, miłości można mieć więcej.
Potęgę Borussii budował w oparciu o Roberta Lewandowskiego, Jakuba Błaszczykowskiego i Łukasza Piszczka. Z polskiej trójki został tylko ten ostatni, ale znajomych w Dortmundzie Klopp nadal ma sporo i będzie okazja do wspomnień.