Bartosz Bereszyński: Czas na piękną bramkę

Bartosz Bereszyński na mundialu w Katarze rozegrał turniej życia. Teraz może zrobić kolejny ważny krok w karierze i przejść do silniejszego klubu.

Publikacja: 03.01.2023 03:00

Bartosz Bereszyński: Czas na piękną bramkę

Foto: Getty Images

Przez całe mistrzostwa świata zmagał się z urazem i nie grał na swojej pozycji, a mimo to był najlepszym obok Wojciecha Szczęsnego piłkarzem reprezentacji Polski. Po jego odważnej akcji Piotr Zieliński mógł dać nam prowadzenie w spotkaniu 1/8 finału z Francją.

To był jego 50. mecz w kadrze – większość z nich rozegrał na lewej obronie, choć jest prawonożny. Przed mundialem wielu kibiców i ekspertów nie widziało go w składzie, a on potwierdził swoją wszechstronność. Pokazał, że może wypełnić lukę, z jaką próbują sobie poradzić kolejni selekcjonerzy. I potrafi się odnaleźć w różnych systemach – w grze z trójką lub czwórką obrońców.

Czytaj więcej

Ligowy futbol wraca, piłkarze nie odpoczną

Przez lata prawa strona defensywy zarezerwowana była dla Łukasza Piszczka. Kiedy obrońca Borussii Dortmund zakończył karierę, wydawało się, że Bereszyński doczeka się swojej szansy i to on zostanie jego następcą. Ale najpierw grał tam Tomasz Kędziora, a potem polskie obywatelstwo otrzymał Matty Cash.

Bereszyński jednak nie marudził, stał się w reprezentacji człowiekiem do zadań specjalnych. U Jerzego Brzęczka, później u Paulo Sousy i Czesława Michniewicza.

Miesiąc, który wszystko zmienił

Z Piszczkiem łączą go podobne losy. Tak jak on zaczynał jako napastnik i tak jak on został świetnym obrońcą. Brakowało mu jednak dotąd w CV silniejszego klubu, choć w przeszłości pisano już, że jest bliski transferu do Romy, a nawet Interu Mediolan.

– Uważam, że ze swojej kariery wyciągnąłem maksa, ale gdybym dzisiaj miał pożegnać się z piłką, czułbym niedosyt. Mogę zagrać na mundialu kilka znakomitych meczów i będzie już inna rozmowa. Futbol jest piękny. Jeden miesiąc może zmienić wszystko – mówił tuż przed mistrzostwami w Katarze w programie „Foot Truck”.

Tak się też stało, od kilku tygodni słychać, że Bereszyński odejdzie z Sampdorii Genua. Dobrze poinformowany w sprawach transferowych włoski dziennikarz Fabrizio Romano napisał parę dni temu, że przeprowadzka Polaka z przedostatniej drużyny Serie A do lidera Napoli jest przesądzona. Ma zostać wypożyczony do końca sezonu (a latem wykupiony, jeśli spełni pokładane w nim nadzieje) i rywalizować o miejsce z reprezentantem Włoch Giovannim Di Lorenzo.

Jeśli dołączy do Piotra Zielińskiego, zamiast walczyć o utrzymanie w Serie A, będzie miał okazję stać się częścią historii klubu, który na scudetto czeka już ponad 30 lat – odkąd występował tam Diego Maradona. Napoli awansowało też w imponującym stylu do fazy pucharowej Ligi Mistrzów (w 1/8 finału zmierzy się z Eintrachtem Frankfurt).

Dobry wślizg jak gol

Do Włoch przyjechał w styczniu 2017 roku. Nie ukrywał, że Serie A nie była ligą, którą śledził uważnie na co dzień. Był zaskoczony tym, co zobaczył, postępem, jaki się dokonał. Polubił podejście Włochów do życia, wrażenie zrobiła na nim ich wiedza na temat futbolu.

W Genui przez sześć lat rozegrał ponad 180 meczów. Zaczął nosić kapitańską opaskę. Zanotował osiem asyst, ale strzelił tylko jednego gola. Być może to sprawiło, że nie trafił wcześniej do klubu z czołówki.

– Wiadomo, jak wygląda teraz futbol. Ci, którzy zdobywają bramki, są najważniejsi. Też chciałbym kiedyś jakąś piękną zdobyć, ale dla mnie dobry wślizg jest jak gol – opowiadał po wygranym meczu mundialu z Arabią Saudyjską.

Do Kataru przyleciał świetnie przygotowany fizycznie. Przez ostatnie półtora roku opuścił tylko cztery spotkania ligowe (dwa za kartki). Na mistrzostwach świata wychodził w każdym z meczów od pierwszej minuty, tylko raz – przeciw Argentynie – zszedł z boiska przed końcem. Grał z urazem i zaciśniętymi zębami, poprosił o zmianę, bo ból był już nie do zniesienia. Z Kataru wrócił z niedosytem, ale i wspomnieniami dużo lepszymi niż z Rosji, gdzie Polacy polegli na całej linii.

Przed tamtym mundialem w 2018 roku mówił „Rzeczpospolitej”, że uwielbia mistrzostwa świata, bo kojarzą mu się z wakacjami, dzieciństwem i rywalizacją z kolegami na osiedlowych boiskach. Jak kilku innych obecnych reprezentantów Polski – Zieliński, Arkadiusz Milik, Krzysztof Piątek – pierwsze piłkarskie kroki stawiał w turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”.

Zapach wielkiego futbolu poczuł już w 2002 roku, gdy z kadrą Wielkopolski pojechał do Korei i Japonii. „Reprezentowaliśmy Polskę w mistrzostwach świata do lat 15 czy 14. Graliśmy na stadionach w Seulu i innych obiektach mundialu. Mieszkaliśmy w Hiltonie, w drodze na mecze eskortowała nas policja. To było coś niesamowitego, jedno z największych przeżyć dzieciństwa” – wspominał w rozmowie z „Rz”.

Poznańskie pogróżki

Twierdzi, że to, co osiągnął w piłce, w 90 proc. zawdzięcza głowie. I wsparciu ojca. Przemysław Bereszyński był obrońcą Lecha Poznań i Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski. Z Lechem trzykrotnie zdobył mistrzostwo Polski.

To ojciec kierował jego karierą i dbał o to, by syn skupił się na sporcie. Bartosz przyznaje, że czasem było mu przykro, gdy znajomi szli na imprezę, a on musiał iść na trening.

Trudnych momentów w jego karierze nie brakowało. Pierwszym z nich były przenosiny z Lecha do znienawidzonej w Poznaniu Legii. Na urodzonego w stolicy Wielkopolski Bereszyńskiego spadły gromy, dostawał wiadomości z pogróżkami. Transfer trzeba było przyspieszyć.

Kolejnym trudnym momentem była pomyłka działaczy, która zamknęła Legii drogę do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Zespół z Warszawy rozbił w dwumeczu Celtic Glasgow aż 6:1, ale został ukarany walkowerem za wprowadzenie w rewanżu na murawę Bereszyńskiego, który powinien pauzować za czerwoną kartkę z poprzedniego sezonu. Jego trzyminutowy występ wykluczył Legię z dalszej gry, a on oberwał rykoszetem. To nie była jego wina, ale został kozłem ofiarnym. Co gorsza, musiał sobie radzić nie tylko z hejtem, ale także z kontuzjami.

Stał się jednak silniejszy psychicznie i odporniejszy na ciosy, więc gdy na Euro 2020 popełnił błąd w meczu ze Słowacją i przyczynił się do porażki, wiedział już, jak odciąć się od presji i krytycznych uwag. Choć łatwo nie było, bo to był słaby turniej w jego wykonaniu.

Po tamtych mistrzostwach niektórzy go już skreślili, Michniewicz mu jednak zaufał i konsekwentnie zapraszał na zgrupowania. Dziś obawy o postawę Bereszyńskiego zastąpił strach, co będzie, jeśli dozna on kontuzji. I nadzieja, że wyląduje w Napoli i jeszcze raz pokaże się Europie.

Przez całe mistrzostwa świata zmagał się z urazem i nie grał na swojej pozycji, a mimo to był najlepszym obok Wojciecha Szczęsnego piłkarzem reprezentacji Polski. Po jego odważnej akcji Piotr Zieliński mógł dać nam prowadzenie w spotkaniu 1/8 finału z Francją.

To był jego 50. mecz w kadrze – większość z nich rozegrał na lewej obronie, choć jest prawonożny. Przed mundialem wielu kibiców i ekspertów nie widziało go w składzie, a on potwierdził swoją wszechstronność. Pokazał, że może wypełnić lukę, z jaką próbują sobie poradzić kolejni selekcjonerzy. I potrafi się odnaleźć w różnych systemach – w grze z trójką lub czwórką obrońców.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Nowy Kylian Mbappe pilnie poszukiwany. Lamine Yamal na celowniku Paris Saint-Germain
Piłka nożna
Wisła Kraków i rwący nurt pierwszej ligi. Droga do Ekstraklasy daleka
Piłka nożna
Miał odejść, a jednak zostaje. Dlaczego Xavi nadal będzie trenerem Barcelony?
Piłka nożna
Polacy chcą zostać w Juventusie. Zieliński dołącza do mistrzów Włoch
Piłka nożna
Zinedine Zidane – poszukiwany, poszukujący