Zdjęcie sponiewieranego Pelego i stojącego nad nim ze współczuciem Portugalczyka Eusebio – „Pelego Europy” było znane na całym świecie. Wydawało się, że Król z konieczności abdykuje.
Nie grał w reprezentacji przez kilka lat. Koncentrował się na zarabianiu w klubie, na reklamach i podróżach biznesowych. A jednak wrócił i w roku 1970 wywalczył z Brazylią trzeci tytuł mistrza świata.
Nie udało się to żadnemu innemu piłkarzowi. Mało tego, pokonał Urugwaj, spełniając obietnicę z dzieciństwa. Była też akcja z finału, zakończona czwartą bramką dla Brazylii. Strzelił ją prawy obrońca Carlos Alberto, z podania Pelego, ale nim do tego doszło, Brazylijczycy bawili się piłką, wymienili dziesięć podań w ciągu 30 sekund. Tę bramkę FIFA uznała za najpiękniejszą w XX wieku. Czego byśmy nie dotknęli z czasów romantycznego futbolu, to łączy się z Pele.
Być może jego kariera byłaby jeszcze efektowniejsza, gdyby zdecydował się na transfer do klubu w Europie. A chciały go wszystkie najlepsze. On był jednak wierny Santosowi. Dopiero w roku 1974, skuszony pieniędzmi przeszedł do Cosmosu Nowy Jork, założonego przez amerykańskich biznesmenów tureckiego pochodzenia. Grał tam przez trzy lata, m.in. z Franzem Beckenbauerem, przyczyniając się do rozwoju piłki nożnej w Stanach Zjednoczonych.
Obliczono, że rozegrał 1363 mecze, w których strzelił 1281 bramek. Dla Brazylii 77 w 92 występach.
Na wozie i pod wozem
Pele był przyjmowany w Białym Domu, przyjaźnił się z Henrym Kissingerem, Nelsonem Mandelą. Angażował się w wiele akcji charytatywnych. Był ambasadorem UNICEF. Pełnił funkcję ministra sportu Brazylii. Międzynarodowy Komitet Olimpijski przyznał mu tytuł najlepszego sportowca XX wieku. Zarobił miliony i je stracił, oszukiwany przez nieuczciwych biznesmenów. I znowu zarobił.
Podróżował po całym świecie, witany wszędzie nie tylko jak Król, ale i przyjaciel, mający dla każdego dobre słowo. Pod tym względem na pewno różnił się od Diego Maradony, innego geniusza pretendującego do miana najlepszego piłkarza w historii. Nawet kiedy składał podpis na kartce, koszulce czy bilecie, często przed słowem Pele dodawał – Dla przyjaciela.
W życiu prywatnym różnie mu się wiodło. Dwukrotnie się rozwodził, a jego syn trafił do więzienia za handel narkotykami. Od kilku lat miał kłopoty zdrowotne, przez pewien czas poruszał się na wózku.
Z mistrzów świata z roku 1958 żyją jeszcze tylko: Mario Zagallo (91 lat), Dino Sani (90) i Jose Altafini „Mazzola” (84 lata).