W czwartek odbędzie się posiedzenie Komisji Dyscyplinarnej PZPN i być może zapadnie decyzja o karze dla Lecha za zachowanie kibiców z Poznania na Stadionie Narodowym. Chuligani rzucali płonące race na murawę, doprowadzili do przerwania meczu, a później, gdy sędzia Szymon Marciniak starał się za wszelką cenę dokończyć spotkanie, wciąż bombardowali pole karne Legii racami. Niewykluczone, że PZPN zadecyduje o wykluczeniu Lecha z przyszłorocznej edycji Pucharu Polski.
– Co mam powiedzieć? Że grupa idiotów zniszczyła wysiłek setek osób pracujących nad organizacją tego finału? – mówi „Rzeczpospolitej" prezes PZPN Zbigniew Boniek. – Lecha czekają surowe konsekwencje. Mamy szczęście, że rozmawiamy w momencie, gdy nikomu nic się nie stało, a nie w sytuacji, gdy Arkadiusz Malarz (bramkarz Legii, w którego rzucali racami kibice Lecha – przyp. żzny) leży poparzony w szpitalu albo z uszkodzeniami słuchu.
Gdyby jednak do tego doszło, odpowiedzialny byłby PZPN – organizator spotkania. To z jego polecenia sędzia Marciniak nie przerwał meczu.
Związkowi trzeba przyznać, że zrobił wiele, by Puchar Polski odzyskał należny mu prestiż, by finał wyglądał godnie. Prezes Boniek przerzuca odpowiedzialność za zachowanie kibiców na kluby. – Oddaliśmy bilety na obie trybuny za bramkami klubom i to one prowadziły sprzedaż, to one są odpowiedzialne. My ze swojej strony zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, by finał był świętem piłki – zapewnia Boniek.
Prezes upiera się, że decyzja sędziego o nieprzerywaniu meczu była słuszna, i nie trafiają do niego argumenty, że arbiter narażał zdrowie nie tylko piłkarzy – w szczególności Arkadiusza Malarza – ale także kibiców oraz fotoreporterów. Gra toczyła się pod bramką Lecha, a na polu karnym Legii leżały płonące i dymiące race, które w pośpiechu usuwali i gasili ochroniarze i stewardzi. – Wyobraża pan sobie, że sędzia kończy mecz, a kibice obu stron spokojnie rozchodzą się do domów? Oczywiście, gdyby to było spotkanie ligowe, z pewnością nie zostałoby dokończone. Ale w przypadku finału nie mogłaby się odbyć ceremonia wręczenia pucharu, musiałoby zostać wszczęte dochodzenie, czy sędzia miał prawo zakończyć mecz – tłumaczy Boniek. – Być może udało się nie doprowadzić do prawdziwej tragedii dzięki zimnej krwi Malarza oraz sędziego Marciniaka.