To były dwie minuty, które wstrząsnęły Villarrealem. Goście długo odpierali ataki, testując cierpliwość Liverpoolu. Sprzyjało im też szczęście (słupek po strzale Thiago), ale na początku drugiej połowy los uśmiechnął się wreszcie do gospodarzy.
Po dośrodkowaniu Jordana Hendersona piłka odbiła się od nogi Pervisa Estupinana, zmyliła interweniującego Geronimo Rulliego i wpadła do bramki. Liverpool przyspieszył i już kilkadziesiąt sekund później akcja Mohameda Salaha z Sadio Mane przyniosła drugiego gola.
Trener Klopp uczulał swoich zawodników, że będzie to mecz, w którym przyjdzie im przeżywać męki, a najważniejsza będzie konsekwencja i determinacja w dążeniu do celu. Liverpool nie rezygnował z konstruowania ataków i cierpienia zostały wynagrodzone. Dwubramkowe zwycięstwo to pokaźna zaliczka, choć rewanż w Hiszpanii na pewno nie będzie spacerkiem.
Villarreal marzył o swoim pierwszym finale Ligi Mistrzów, ale wiele wskazuje, że to Liverpool pojedzie do Paryża, by 28 maja powalczyć znów o trofeum. Już po raz trzeci w ostatnich pięciu sezonach.
Pierwszy raz na tym etapie rozgrywek oglądaliśmy polską ekipę sędziowską z Szymonem Marciniakiem na czele. I trzeba przyznać, że nasz eksportowy zespół spisał się bez zarzutu, wysyłając sygnał, że jest gotowy do poprowadzenia któregoś z finałów europejskich pucharów. Na razie czeka go w poniedziałek finał Pucharu Polski na PGE Narodowym.