Rzut karny Antonina Panenki wykonany w finale Euro 1976 Czechosłowacja – RFN, bajeczny gol Holendra Marco van Bastena w meczu przeciwko ZSRR (1988) czy złote trafienie Davida Trezegueta w finale Francja – Włochy w roku w 2000 – to chyba najsłynniejsze obrazki w 56-letniej historii mistrzostw Starego Kontynentu. Ale dramatycznych meczów, których przebieg do dziś trudno racjonalnie wyjaśnić, było jeszcze przynajmniej kilka.
Pierwszy miał miejsce w 1960 r. podczas premierowego Euro we Francji, kiedy mistrzostwa w ogóle mało kogo jeszcze interesowały. Do kwalifikacji zgłosiło się tylko 17 reprezentacji, a w ich trakcie – w co dziś trudno uwierzyć – mecz między Hiszpanią a ZSRR zakończył się walkowerem dla Związku Radzieckiego, bo hiszpański dyktator Francisco Franco zabronił swoim piłkarzom wyjazdu do komunistycznego kraju.
Mecz dreszczowiec został rozegrany w półfinale turnieju (w fazie finałowej występowały wtedy tylko cztery drużyny). 6 lipca na Parc des Princes w Paryżu Francuzi podejmowali Jugosłowian. Mecz był typową wymianą ciosów, ale na kwadrans przed końcem spotkania cało wychodzili z niej gospodarze, którzy prowadzili 4:2. Francuzi grali na luzie, finał mieli już w kieszeni.
To ich zgubiło. Jugosłowianie trzecią bramkę zdobyli w 75. min, kolejne padły w 78. i 79. min za sprawą Drazana Jerkovicia. Francuzi mieli jeszcze czas na uratowanie się, ale byli jak bokser po ciężkim nokaucie: skończyło się na 4:5. Jugosławia mogła później nawet wygrać całe mistrzostwa, bo w finale przeciwko ZSRR do przerwy prowadziła. Ostatecznie przegrała jednak 1:2.
W 1996 r. nikt się nie spodziewał, że w finale Euro rozgrywanego w Anglii wystąpią Czesi. Ale to właśnie oni walczyli o złoto na Wembley z Niemcami. Podopieczni Dusana Uhrina prowadzili od 59. min, kiedy rzut karny wykorzystał Patrik Berger.