Można bez większego ryzyka powiedzieć, że reakcja milionów Francuzów była taka sama. Francja prowadziła wtedy w Sewilli 2:1, nim Rummenigge się rozgrzał, było już 3:1 i od finału Trójkolorowych dzieliło 21 minut.
Niestety, w ciągu pięciu minut Rummenigge i Klaus Fischer wyrównali na 3:3, a w karnych Francuzi przegrali.
To był jeden z tych meczów, o których mówi się, że stanowią dowód na nieistnienie Boga, bo stała się jawna niesprawiedliwość, a zbrodniarz zbiegł, unikając kary. To przecież wtedy bramkarz Harald Schumacher zaatakował szarżującego na niemiecką bramkę Patricka Battistona, z ewidentnym zamiarem wyrządzenia mu krzywdy. Uderzony kolanem Francuz ze złamaną szczęką, bez trzech wybitych zębów padł nieprzytomny na murawę, a lekarze dosłownie walczyli o jego życie. Holenderski sędzia Charles Coerver nie przyznał Francuzom rzutu wolnego i nie ukarał Schumachera nawet żółtą kartką.
Ta historia jest dobrze znana, ale wraca zawsze przy takich meczach jak dzisiejszy półfinał Euro. Na turniejach Niemcy zwykle z Francją wygrywali. Dwa lata temu pokonali ją 1:0 w ćwierćfinale mundialu w Brazylii, a bramkę strzelił Mats Hummels, który dziś nie zagra. I na ogół zwycięstwa nad Francją otwierały Niemcom drogę do finału.
Francja miała jednak swój dzień chwały. Dawno, ale jednak. W roku 1958, tydzień po trzecich urodzinach Michela Platiniego, w meczu o trzecie miejsce na mundialu w Szwecji Francja pokonała Niemców 6:3. Just Fontaine strzelił w tym meczu cztery bramki. We francuskim ataku grali wówczas dwaj piłkarze polskiego pochodzenia: Raymond Kopa i Maryan Wisnieski, a były i inne legendy: Roger Piantoni oraz Jean Vincent.