Reklama

Szczepłek: Mój Boże, Rummenisch!

W szóstej minucie dogrywki półfinału mundialu 1982 Francja – Niemcy trener Jupp Derwall wpuścił na boisko Karla-Heinza Rummenigge. Ówczesny prezydent Francji François Mitterrand wypowiedział w tym momencie ze strachem tylko jedno zdanie: „Mon Dieu, Rummenisch".

Publikacja: 06.07.2016 20:05

Szczepłek: Mój Boże, Rummenisch!

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Można bez większego ryzyka powiedzieć, że reakcja milionów Francuzów była taka sama. Francja prowadziła wtedy w Sewilli 2:1, nim Rummenigge się rozgrzał, było już 3:1 i od finału Trójkolorowych dzieliło 21 minut.

Niestety, w ciągu pięciu minut Rummenigge i Klaus Fischer wyrównali na 3:3, a w karnych Francuzi przegrali.

To był jeden z tych meczów, o których mówi się, że stanowią dowód na nieistnienie Boga, bo stała się jawna niesprawiedliwość, a zbrodniarz zbiegł, unikając kary. To przecież wtedy bramkarz Harald Schumacher zaatakował szarżującego na niemiecką bramkę Patricka Battistona, z ewidentnym zamiarem wyrządzenia mu krzywdy. Uderzony kolanem Francuz ze złamaną szczęką, bez trzech wybitych zębów padł nieprzytomny na murawę, a lekarze dosłownie walczyli o jego życie. Holenderski sędzia Charles Coerver nie przyznał Francuzom rzutu wolnego i nie ukarał Schumachera nawet żółtą kartką.

Ta historia jest dobrze znana, ale wraca zawsze przy takich meczach jak dzisiejszy półfinał Euro. Na turniejach Niemcy zwykle z Francją wygrywali. Dwa lata temu pokonali ją 1:0 w ćwierćfinale mundialu w Brazylii, a bramkę strzelił Mats Hummels, który dziś nie zagra. I na ogół zwycięstwa nad Francją otwierały Niemcom drogę do finału.

Francja miała jednak swój dzień chwały. Dawno, ale jednak. W roku 1958, tydzień po trzecich urodzinach Michela Platiniego, w meczu o trzecie miejsce na mundialu w Szwecji Francja pokonała Niemców 6:3. Just Fontaine strzelił w tym meczu cztery bramki. We francuskim ataku grali wówczas dwaj piłkarze polskiego pochodzenia: Raymond Kopa i Maryan Wisnieski, a były i inne legendy: Roger Piantoni oraz Jean Vincent.

Reklama
Reklama

Niemcy byli wtedy mistrzami świata i teraz też są.

Wprawdzie w futbolowych relacjach obydwu krajów coraz rzadziej, co normalne, mówi się o wojennej przeszłości, jednak trudno, zwłaszcza we Francji, o niej zapomnieć.

Francuzi nie kryli radości, kiedy w roku 1938 podczas mundialu na ich boiskach reprezentacja Niemiec, „wzmocniona" Austriakami po anszlusie, przegrała w Paryżu ze Szwajcarią. Kiedy w roku 1981 John Huston kręcił film „Ucieczka do zwycięstwa" (z Pele, Bobbym Moore'em, Kazimierzem Deyną, Sylvestrem Stallone i Michaelem Cainem), na miejsce meczu pomiędzy reprezentacjami Wehrmachtu i alianckimi więźniami wybrał stadion Colombes w Paryżu (który zagrał stadion MTK w Budapeszcie). Francuscy patrioci najpierw, ku zdziwieniu niemieckich żołnierzy, śpiewają na trybunach Marsyliankę, a potem wyłamują bramy i pomagają więźniom w ucieczce.

To tylko stary film. Niemieccy piłkarze od lat pracują w klubach francuskich, a francuscy w niemieckich. Granicy między obydwoma krajami nie ma, oś Paryż – Berlin długo była fundamentem zjednoczonej Europy.

A Harald Schumacher? W mojej pamięci pozostał jako cham bez narodowości, ale Francuzi nawet dziś mają prawo sądzić inaczej.

Piłka nożna
Czego Lech, Raków i Jagiellonia potrzebują do awansu w Lidze Konferencji?
Piłka nożna
Liga Konferencji. Z Armenii na tarczy, w Białymstoku bez kompleksów
Piłka nożna
Kibice Rayo Vallecano zaatakowani w Polsce. Co się stało na S8?
Piłka nożna
Mundial 2026 z obowiązkową przerwą na wodę i na reklamę
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Piłka nożna
Liga Mistrzów. Hit w Madrycie dla Manchesteru City, Erling Haaland zatopił Real
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama