Lech ma dość solidną podstawę materialną, a w Chorzowie ostatni raz mieli ten komfort w PRL, kiedy Ruch działał niemal jako wydział Huty Batory. Prezes klubu, poseł PZPR Ryszard Trzcionka pełnił funkcję wiceministra górnictwa i energetyki. W tym samym czasie prezesem Górnika Zabrze był Eryk Wyra, dyrektor biura kadr w Ministerstwie Górnictwa. Mogli wszystko, tym bardziej że węgiel był „czarnym złotem", a Barbórkę obchodzono w całym kraju, bo też wszędzie praca górnika cieszyła się szacunkiem.
Nic dziwnego, że Górnik i Ruch dzieliły między siebie tytuły mistrza i Puchar Polski, a raz w roku, 4 grudnia, zawodnicy Górnika zjeżdżali do kopalni Makoszowy, Szczygłowice, Knurów, Bielszowice i paru innych, z których brali pieniądze, żeby uwiarygodnić się w oczach kibiców. Zdjęcia piłkarzy w górniczych kaskach ukazywały się w gazetach jako dowód ich ciężkiej pracy na przodkach, w co zresztą i tak nikt nie wierzył.
Przedwojenny Ruch i robotniczy Górnik, założony po wojnie, doznały pierwszych kłopotów w chwili, kiedy robotnicy spod znaku Solidarności zapragnęli, aby wreszcie w Polsce żyło się normalnie. Skończyły się lewe etaty w zakładach pracy i pozowane zdjęcia fałszujące rzeczywistość, niestety, wraz z nimi do przeszłości odeszły też sukcesy.
Ruch Chorzów jest ostatnim mistrzem Polski ze Śląska. Zdobył tytuł w roku 1989, w którym zakończyła się historia PRL. Zaczęły padać deficytowe kopalnie, a w ślad za nimi kluby. Nie można było jak dawniej w potrzebie dzwonić do towarzyszy w komitetach, bo i komitetów już nie było. Zaczęła się wegetacja, pole do popisu dla oszustów lub ignorantów, wciąż działających w klubach. Teraz Ruch przegrał z Lechem 0:5, przed tygodniem Górnik został pokonany w Zabrzu przez Znicz Pruszków.
Jedyne dwa śląskie kluby w ekstraklasie: Ruch i Piast Gliwice, nie mają nic wspólnego z kopalniami i hutami. Niegdysiejsi mistrzowie z Bytomia, Polonia i Szombierki, tułają się po peryferiach wielkiego futbolu. Ruchowi już do tego blisko. Żal ich historii, ale nie bardzo wiadomo, jak im pomóc.