Arkadiusz Milik miał w sobotę zadebiutować w wyjściowym składzie Olympique Marsylia, ale nie pozwolili na to kibice. Mecz z Rennes został przełożony po tym, gdy grupa chuliganów zdemolowała klubowe budynki. Upust swoim negatywnym emocjom dali przed ośrodkiem treningowym, w którym do ligowego spotkania przygotowywał się Polak i jego nowi koledzy.
Ponad 100-osobowa grupa postanowiła zamanifestować swoją złość spowodowaną wynikami zespołu (tylko jedno zwycięstwo w ostatnich dziewięciu spotkaniach), za obecną sytuację obwinia prezesa klubu Jacques'a-Henriego Eyrauda i domaga się jego dymisji. Część chuliganów sforsowała bramę i dostała się do ośrodka, odpaliła race, podpaliła drzewa, wybiła szyby w samochodach i budynkach, zniszczyła autokar drużyny. Niektórym udało się nawet wejść do szatni.
Pojawiły się informacje, że jeden z zawodników, Alvaro Gonzalez, podczas próby negocjacji z rozgniewanym tłumem, został uderzony racą w plecy, ale Hiszpan te doniesienia szybko zdementował. Ucierpiało za to kilku policjantów. Zatrzymano 25 osób.
Olympique oszacował straty na kilkaset tysięcy euro i potępił ten „nieuzasadniony wybuch przemocy zagrażający życiu osób przebywających na terenie ośrodka". Prezes Eyraud domaga się surowych kar „dla bandytów, którzy twierdzą, że są kibicami, ale niszczą obiekty i grożą pracownikom i piłkarzom swojego klubu".
Drużyna Milika w środę zmierzy się na wyjeździe z Lens i aż strach pomyśleć, co się wydarzy, jeśli znów nie wygra. Tym bardziej że w niedzielę do Marsylii przyjeżdża Paris Saint-Germain.