Najważniejszy jest ten pierwszy mecz: 24 marca, z Rosją w Moskwie. Polski Związek Piłki Nożnej (PZPN), dokonując wyboru powinien wziąć pod uwagę fakt, że nowy trener nie będzie miał czasu na poznawanie zawodników. Spotka się z nimi w poniedziałek, przeprowadzi dwa treningi, w środę odlecą do Rosji, a w czwartek mecz. Czyli będzie w takiej samej sytuacji jak Paulo Sousa rok temu.
Po tym jak skończyła się przygoda z Portugalczykiem, trudno sobie wyobrazić, że trenerem, który usiądzie na ławce na Łużnikach będzie cudzoziemiec. Zapomnijmy o Niemcu Juergenie Klinsmannie, Holendrze Dicku Advocaacie, Chorwacie Ante Cacicu, Izraelczyku Avramie Grancie, Włochach Fabio Cannavaro i Andrei Pirlo. Za chwilę zresztą jakiś cwany agent wrzuci kolejne nazwisko, żeby się o nim dyskutowało.
Zapomnijmy o nich
Szkoda czasu, nie warto. Żaden z nich nie ma nic wspólnego z Polską, już nie zdąży czegokolwiek się o nas dowiedzieć i nauczyć. Zapomnijmy o nich.
Mam nadzieję, że na działaczach PZPN nie zrobią wrażenia wielkie nazwiska. A robią one wciąż wrażenie na całym świecie. Korzystał z tego długo mistrz świata, wybitny piłkarz Lothar Matthaeus. W ciągu dziesięciu lat pracował z dwiema reprezentacjami i pięcioma klubami, nie pozostawiając po sobie nigdzie dobrych wspomnień. Ciekawe, że jego jako trenera nigdy nie zatrudnili Niemcy.
Czytaj więcej
Dezercja selekcjonera reprezentacji Paulo Sousy jest wymownym zakończeniem roku, w którym w polskiej piłce nożnej wydarzyło się sporo niezrozumiałych rzeczy.