PZPN szuka selekcjonera. Musimy pomóc sobie sami

19 stycznia poznamy nazwisko selekcjonera. Na cudzoziemca jest już za późno i rana po Paulo Sousie boli za mocno.

Publikacja: 03.01.2022 19:15

Adam Nawałka uchodzi za faworyta PZPN, to o nim najwięcej mówią i piszą media

Adam Nawałka uchodzi za faworyta PZPN, to o nim najwięcej mówią i piszą media

Foto: EAST NEWS, Tomasz Jastrzębowski

Najważniejszy jest ten pierwszy mecz: 24 marca, z Rosją w Moskwie. Polski Związek Piłki Nożnej (PZPN), dokonując wyboru powinien wziąć pod uwagę fakt, że nowy trener nie będzie miał czasu na poznawanie zawodników. Spotka się z nimi w poniedziałek, przeprowadzi dwa treningi, w środę odlecą do Rosji, a w czwartek mecz. Czyli będzie w takiej samej sytuacji jak Paulo Sousa rok temu.

Po tym jak skończyła się przygoda z Portugalczykiem, trudno sobie wyobrazić, że trenerem, który usiądzie na ławce na Łużnikach będzie cudzoziemiec. Zapomnijmy o Niemcu Juergenie Klinsmannie, Holendrze Dicku Advocaacie, Chorwacie Ante Cacicu, Izraelczyku Avramie Grancie, Włochach Fabio Cannavaro i Andrei Pirlo. Za chwilę zresztą jakiś cwany agent wrzuci kolejne nazwisko, żeby się o nim dyskutowało.

Zapomnijmy o nich

Szkoda czasu, nie warto. Żaden z nich nie ma nic wspólnego z Polską, już nie zdąży czegokolwiek się o nas dowiedzieć i nauczyć. Zapomnijmy o nich.

Mam nadzieję, że na działaczach PZPN nie zrobią wrażenia wielkie nazwiska. A robią one wciąż wrażenie na całym świecie. Korzystał z tego długo mistrz świata, wybitny piłkarz Lothar Matthaeus. W ciągu dziesięciu lat pracował z dwiema reprezentacjami i pięcioma klubami, nie pozostawiając po sobie nigdzie dobrych wspomnień. Ciekawe, że jego jako trenera nigdy nie zatrudnili Niemcy.

Czytaj więcej

Stefana Szczepłka podsumowanie piłkarskiego roku

Oczywiście trenerzy mogą pracować z reprezentacjami narodowymi nie swoich krajów. Dotyczy to jednak przede wszystkim słabszych drużyn, czerpiących wiedzę od utytułowanych szkoleniowców o ustalonej marce. Związki krajowe Niemiec, Hiszpanii, Włoch czy Francji (poza incydentalnymi przypadkami) nigdy nie zatrudniły selekcjonera zza granicy.

W historii mistrzostw świata (21 turniejów) i mistrzostw Europy (16) tylko raz zwycięską drużynę prowadził trener, który nie był rodakiem piłkarzy. To Niemiec Otto Rehhagel, który zdobył mistrzostwo Europy z Grecją w roku 2004. Dwa lata później nie zakwalifikowała się na mundial w Niemczech. Była więc drużyną jednego turnieju.

PZPN – solidny płatnik

Trenerzy zagraniczni chcieliby pracować z polską kadrą, bo więcej mogliby zyskać niż stracić.

Po pierwsze: PZPN jest solidnym płatnikiem. Stawki u nas są niższe niż w krajach Europy Zachodniej, ale robota pewna i jeśli samemu się nie ucieknie, to można liczyć na bardzo higieniczne warunki pracy. Tym bardziej, że na cudzoziemca patrzy się u nas jak na kogoś z definicji lepszego.

Po drugie: Polska jest atrakcyjna, leży w centrum Europy, skąd wszędzie blisko, a razem z kontraktem otrzymuje się możliwość trenowania najlepszego piłkarza świata.

Po trzecie: nawet jeśli przegramy z Rosją, to trener zostanie rozgrzeszony (nie miał czasu, silny przeciwnik grał na swoim boisku itp.), a w CV będzie mógł sobie wpisać, że prowadził reprezentację Polski.

Byłbym bardzo zdziwiony, gdyby PZPN postawił na cudzoziemca (to jest ta różnica, że Paulo Sousę osobiście wybrał prezes Zbigniew Boniek, a nowy selekcjoner zostanie wybrany kolegialnie).

Kto wobec tego powinien poprowadzić naszą kadrę w Moskwie? Tutaj też jest lista kandydatów. Powstała w głowach dziennikarzy i samych trenerów, dyskretnie podrzucających nazwiska swoje lub swoich agentów. Na tej podstawie wyłoniła się czołówka. Alfabetycznie: Jerzy Brzęczek, Czesław Michniewicz, Adam Nawałka, Marek Papszun. Za nimi Jacek Magiera, Michał Probierz i Piotr Stokowiec.

A dlaczego nie Jan Urban, Marcin Brosz czy Waldemar Fornalik, jedyny selekcjoner, który po odejściu z PZPN zdobył z klubem tytuł mistrza Polski. Z tym ostatnim sprawa jest prosta: on już chyba do związku nie chciałby wracać.

Z grona faworytów pracują tylko Marek Papszun (Raków), Jacek Magiera (Śląsk) i – od niedawna po zwolnieniu z Lechii – Piotr Stokowiec (Zagłębie Lubin).

Każdy trener zaczynający pracę marzy o tym, żeby zostać selekcjonerem reprezentacji. Tyle że ta funkcja ma niewiele wspólnego z zajęciami trenera w klubie. Nacisk na słowo „selekcjoner" jest właściwe. Ten, kto zajmuje to stanowisko ma niewiele czasu na szkolenie zawodników. Musi polegać na tym, czego nauczyli się w klubach. On ma mieć tylko wizję ich wspólnej gry i tak ich dobrać, żeby funkcjonowali na boisku jak maszyna.

Doświadczenie tego rodzaju mają tylko Brzęczek i Nawałka w pierwszej reprezentacji oraz Michniewicz i Magiera w młodzieżowej. Dla pozostałych nagły przeskok z klubu do PZPN, z koniecznością poznawania specyfiki pracy z kadrą pod presją (mało czasu, wścibscy dziennikarze, niecierpliwi kibice) mogłoby się okazać ponad siły.

Marek Papszun jest bardzo kreatywnym trenerem, mającym za sobą najlepszy sezon w karierze. Ale gdyby nawet otrzymał propozycję z PZPN, nie radziłbym mu jej przyjmować. Nie w tych warunkach. On może będzie kiedyś trenerem reprezentacji, ale lepiej żeby nie zaczynał jako strażak, bo może pożaru nie ugasić.

Tylko nie Michniewicz

Zastanawiam się dlaczego na liście znalazło się nazwisko Michniewicza i nie znajduję żadnego uzasadnienia. Pytałem kiedyś młodych trenerów czego chcieliby się nauczyć od tego trenera. Odpowiedzią była cisza. Jedna osoba powiedziała: gry obronnej.

Michniewicz zdobył tytuły mistrza Polski z Zagłębiem Lubin i Legią. Z Zagłębiem w roku 2007, kiedy rządził PiS, prezesem klubu był 28-letni Robert Pietryszyn, a za wszystko płacił KGHM. Drugi raz przed rokiem z Legią, która była samograjem, a  w kolejnym sezonie Michniewicz potrafił zepsuć to, co miał podane na tacy. To od niego zaczął się największy kryzys w powojennej historii Legii. Właściciel i działacze do tego się przyczynili, ale to trener szkolił piłkarzy i ustawiał zespół, który z każdym dniem grał gorzej.

Nie chciałbym też widzieć w roli selekcjonera reprezentacji mojego kraju człowieka, który po wybuchu afery korupcyjnej w futbolu sam zgłosił się do prokuratury, żeby podzielić się swoją wiedzą na ten temat. Michniewicz ma przezwisko „711", pochodzące od liczby połączeń telefonicznych z „Fryzjerem", mózgiem afery korupcyjnej, w której skazano sędziów, obserwatorów, trenerów, działaczy i piłkarzy.

To nienormalne, że zanim Zbigniew Boniek powołał go na stanowisko trenera młodzieżowej reprezentacji Polski, skontaktował się z prokuraturą we Wrocławiu, aby dowiedzieć się, jaki jest status kandydata w toczącym się śledztwie. Usłyszał, że Michniewicz jest świadkiem. Kiedy starsi, wiedzący co w trawie piszczy trenerzy dowiedzieli się o tej nominacji, bardzo się zdziwili.

Podobno (ale nie wiadomo co jest podstawą tych kalkulacji) najwięcej szans ma Adam Nawałka. Tylko który? Ten z mistrzostw Europy we Francji czy mistrzostw świata w Rosji?

We Francji (2016) Polacy odnieśli największy sukces w Euro. Doszli do ćwierćfinału, nie przegrywając żadnego z pięciu meczów. Odpadli po rzutach karnych z Portugalią, która zdobyła później mistrzostwo Europy.

To paradoks, ale atmosfera w reprezentacji była daleka od idealnej. W wyniku decyzji trenera Jakub Błaszczykowski stracił opaskę kapitańską na rzecz Roberta Lewandowskiego. Obydwaj mieli w drużynie swoich zwolenników, więc relacje między niektórymi graczami były dość chłodne.

W dodatku Błaszczykowski przed turniejem odniósł kontuzję, przygotowywał się sam, a we Francji był najlepszym polskim zawodnikiem. Warto podkreślić, że na boisku wszyscy walczyli i nikt, bez względu na niesnaski, się nie oszczędzał.

Na mundialu w Rosji Nawałka nie mógł się zdecydować jakim systemem mamy grać. Mieszał więc w składzie, ustawieniu, w rezultacie przyczynił się do wyeliminowania już w fazie grupowej i odszedł.

Potem trenował Lecha, ale zaledwie cztery miesiące. Od wiosny 2019 roku jest bez pracy. Może to jego wybór, a może konsekwencja tego, że współpraca z nim bywa uciążliwa. Jego dziwactwa, jak choćby zakaz używania biegu wstecznego w autokarze jadącym na mecz, czy zmiana sali jadalnej w hotelu w Arłamowie na taką, w której są kąty proste (ta wskazana przez gospodarzy rzekomo ich nie miała) są śmieszne, ale z czasem stają się uciążliwe. Trudno pracować z kimś, kto wierzy w gusła.

A może Brzęczek?

Selekcjonera poznamy 19 stycznia. 18 stycznia 2021 roku odwołany został Jerzy Brzęczek. Czy równo rok później może wrócić? A dlaczego nie. Jest jedynym selekcjonerem w dziejach reprezentacji, który został zwolniony po wywalczeniu awansu na wielki turniej i nie dokończył swojej pracy. Nie odchodził przegrany. On, podobnie jak Nawałka, zna tę reprezentację, gra jeszcze kilku jego zawodników, nie musiałby się jej uczyć. Ten powrót byłby sprawiedliwy.

Czy to możliwe? O tego typu wyborach nie zawsze decydują argumenty merytoryczne. Trener reprezentacji musi podobać się kibicom, spotykać się z dziennikarzami, sprzedawać ciekawostki z szatni i życia osobistego. Brzęczek tego nie robił, dlatego od początku miał pod górkę. A może gdyby został, dziś nie byłoby tylu problemów.

Piłka nożna
Były reprezentant Polski Tomasz K. zatrzymany przez CBA. Są zarzuty
Piłka nożna
Kiedy losowanie eliminacji MŚ 2026? Z kim może zagrać Polska?
Piłka nożna
Kto awansował, a kto spadł. Kiedy losowanie Ligi Narodów?
Piłka nożna
Co gryzie Kyliana Mbappe?
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Piłka nożna
Polska – Szkocja 1:2. Z kim Polska zagra w Dywizji B?