Ta najwyższa godność rozmaitych uczelni trafia najczęściej w ręce naukowców, jeśli nawet wybitnych, to nieznanych powszechnie. W ręce gwiazd sportu i cenionych trenerów – znacznie rzadziej. Już w XXI wieku AWF w Gdańsku przyznał ten tytuł Kazimierzowi Górskiemu oraz Irenie Szewińskiej. To wszystko, jeśli chodzi o listę sportowych sław.
Wyróżnienie dla Antoniego Piechniczka, samo w sobie tyleż zasłużone, co wyjątkowe, pokazało coś jeszcze. Kilkadziesiąt osób ze Śląska, Krakowa, Warszawy, Łodzi, Wrocławia i innych miast przyjechało na katowicki AWF, aby w szczególnym dniu być z bohaterem. Kilku selekcjonerów, ponad dwudziestu reprezentantów Polski, uczestników mundiali, piłkarzy i trenerów ligowych, profesorów wyższych uczelni, prezydentów miast.
Nikt ich nie zmuszał. Zdarzało się, że przed laty nie wszyscy się nawzajem lubili i miewali do Piechniczka rozmaite anse. Tyle że te lata minęły, a on, choć już w roli stojącego z boku obserwatora, wciąż jest. Im więcej czasu mija od mundialu w Hiszpanii, przybywa frustracji związanych z meczami kolejnych reprezentacji i ich trenerów, tym częściej wracamy do wspomnień.
Reprezentacja złożona w większości z zawodników występujących w polskich klubach, selekcjoner z dyplomem warszawskiej AWF, noc stanu wojennego, a oni, na mundialu eliminują Peru, Belgię, Związek Radziecki, Francję, a z Włochami – mistrzem świata – grają jak równy z równym.
Piechniczek jest przykładem modelowej drogi, jakiej poza nim nie przebył nikt inny. Z chorzowskim Zrywem zdobył tytuł mistrza Polski juniorów, z Ruchem – seniorów, z Legią – Puchar Polski. Już w roli trenera doprowadził Górnika Zabrze do mistrzostwa Polski, a Esperance – Tunezji. Z reprezentacją Polski dwukrotnie zagrał na mistrzostwach świata, a Tunezję prowadził na igrzyskach olimpijskich w Seulu.