Każda liga ma przynajmniej jedną taką parę. W Niemczech to Schalke i Borussia Dortmund, w Anglii Sunderland z Newcastle i Manchester United z Leeds, w Hiszpanii np. Deportivo La Coruna i Celta Vigo. Kluby z różnych miast, ale połączone nienawiścią tak mocno, że ich spotkania też nazywa się derbami, a w dniu meczu na nogach jest cała policja regionu. Tak będzie w niedzielę na Śląsku.
Dwaj rekordziści w liczbie tytułów mistrza Polski (po 14) spotkają się na Stadionie Śląskim, by pobić inny rekord: liczby widzów. Ponad 41 tysięcy biletów rozeszło się bez żadnych problemów. Kupowali je nie tylko kibice obu klubów, akredytowało się ponad 400 dziennikarzy, również z zagranicy. Od kiedy na polskich stadionach wprowadzono krzesełka, żaden ligowy mecz nie przyciągnął takiej widowni. Ostatni raz ponad 40-tysięczny tłum był na meczu ekstraklasy prawie ćwierć wieku temu: w kwietniu 1984 roku w Poznaniu, gdy Lech grał z Widzewem. Ale wówczas na Bułgarskiej zmierzyły się drużyny, które za dwa miesiące zostaną mistrzem i wicemistrzem Polski, a w niedzielę w Chorzowie 11. drużyna ligi podejmie ósmą.
Kiedyś to byłoby starcie klubu, na który pracowali hutnicy, z potęgą budowaną na węglu. Dziś Ruch i Górnik – to ich 90. ligowy mecz – dźwigają się z długoletniego kryzysu dzięki wielkiemu biznesowi. Jednych wspiera odzieżowa firma Reporter, drugich ubezpieczeniowy gigant Allianz, a mecz stał się okazją do wielkiego marketingowego przedsięwzięcia, które ma m.in. pomóc Ruchowi znaleźć kolejnego sponsora.
Medialny szum wokół derbów Śląska trwa od wielu tygodni. W Internecie krążą amatorskie filmy reklamujące spotkanie. Duży transparent zapowiadający mecz („2 marzec, wielkie derby”) wisiał podczas niedawnych derbów Madrytu na trybunie stadionu Atletico.
Akcji „wielkie derby” pewnie by nie było, gdyby nie kłopoty Ruchu ze stadionem przy ulicy Cichej. Nie ma tam podgrzewanej murawy, a zgodnie z wymogami PZPN klub musi do końca marca grać tam, gdzie podgrzewanie jest. Wynajęcie Śląskiego to był pomysł najbardziej oczywisty, ale i najkosztowniejszy. Dzięki ogromnemu zainteresowaniu Ruch nie tylko do organizacji meczu nie dołoży, ale będzie mógł zarobić kilkaset tysięcy złotych.