Przyszedł czas zapłaty. O ćwierćfinał grają najbardziej rozrzutni w LM. Dzisiaj Bayern wysyła na boisko we Florencji swoje dziesiątki milionów euro. Jutro Real rzuci swoje ćwierć miliarda do walki na Santiago Bernabeu. Bayernowi wystarczy remis z Fiorentiną. Real musi wygrać z Lyonem, i to więcej niż jedną bramką.
W europejskiej piłce więcej od nich wydawał w ostatnich sezonach na transfery tylko Manchester City, ale on ma szejka, a Bayern i Real biznesplany. I w tych planach jest przełamanie w tym sezonie klątw z ostatnich lat. Bayern od 2001 roku nie przebrnął ćwierćfinału. Z Realem jest jeszcze gorzej, on od 2004 roku nie potrafi przeskoczyć 1/8 finału.
Jeśli i teraz się nie uda, to odebrane właśnie Barcelonie prowadzenie w Primera Division nie będzie żadnym pocieszeniem. Real ma w tym roku finał LM na swoim stadionie i musi w nim zagrać. Potknięcia nie wybaczą kibice ani bank Santander, który finansował szaleństwa Florentino Pereza.
Po pierwszych meczach nikt nie może się jeszcze nazwać ćwierćfinalistą. Żadnej z par 1/8 finału nie dzieli przed rewanżem więcej niż jeden gol. Z tych, którzy zagrają dziś i jutro, najbliżej awansu jest Manchester, bo wygrał z Milanem na wyjeździe.
W dzisiejszych meczach faworytów trudno wskazać. Bayern jest wprawdzie niepokonany od 18 spotkań i zachwyca, a Fiorentina grała ostatnio fatalnie i w każdym meczu traciła przynajmniej jednego gola, ale liderowi Bundesligi coraz trudniej znaleźć 11 zdrowych piłkarzy. Zwłaszcza w obronie, gdzie po kontuzji Martina Demichelisa zadebiutował ostatnio 17-letni Austriak David Alaba. Prawdopodobnie będzie musiał zagrać również dzisiaj.