Za granicą to standard od lat. Piłkarze, którym kończą się kontrakty i nie mogą znaleźć pracodawcy, w zimowej przerwie zbierają się w jednym z ośrodków przygotowawczych i próbują pomóc szczęściu. W trakcie obozu rozgrywanych jest kilka spotkań towarzyskich, na które zapraszani są menedżerowie z klubów. To taka giełda piłkarzy.
Udział w zgrupowaniu często kończy się podpisaniem umowy z nową drużyną. W Niemczech – nowego pracodawcę znajduje aż 85 procent piłkarzy, którzy pokazują się zimą na takich obozach. Tak kilka lat temu do Legii trafił Moussa Ouattara, który później stał się ligową gwiazdą. Na obozie dla bezrobotnych piłkarzy we Francji wypatrzył go Marek Jóźwiak.
U nas piłkarze z przeszłością w ekstraklasie, którzy nie potrafią znaleźć sobie nowego klubu, to temat dość świeży. Kryzys finansowy zmusił do cięć zarobków, ci, którzy nie chcą się z tym pogodzić, nagle lądują na bruku i dziwią się, że telefon milczy.
30-letni Łukasz Madej w poprzednim sezonie wywalczył mistrzostwo Polski ze Śląskiem Wrocław, ale klub nie przedłużył z nim umowy. Piłkarz czekał na nowego pracodawcę pół rundy i ostatecznie tylko dlatego, że wyraźnie zmniejszył żądania finansowe, trafił do ostatniego w tabeli GKS Bełchatów.
Zły termin
Dariusz Kozielski, były prezes Odry Wodzisław i właściciel kilku piekarni, wpadł na pomysł, by zachodnie wzorce przenieść na polski grunt – kilka tygodni temu ogłosił, że 10 stycznia rozpoczyna się zgrupowanie dla polskich piłkarzy pozostających bez kontraktów.