Melikson to dla Polski piłkarz-symbol. W najwyższej formie znalazł się akurat wtedy, gdy nasza reprezentacja szykowała się do mistrzostw Europy, a Franciszek Smuda z przyjemnością rozdawał npaszporty piłkarzom, którzy polskich korzeni musieli dogrzebywać się głęboko pod ziemią. Matka Maora – Rivka Sianicka urodziła się w Legnicy, Maor mógł więc dostać nasze obywatelstwo za pstryknięcie palcami.
- Nie wyprę się Izraela. To moja ojczyzna, ale historia Żydów w Polsce pozwala mi także czuć silne więzy z rodziną mamy. Jeśli chodzi o futbol, interesuje się mną tylko Izrael, więc teoretycznie nie ma tematu. Chociaż kiedy dostałem powołanie na mecz pierwszej reprezentacji, to akurat leczyłem kontuzję. Kto wie, może Bóg tak chciał? - mówił „Rz"
To nieprawda, że interesował się nim tylko Izrael. Smuda pojechał do Krakowa, by osobiście porozmawiać z piłkarzem, ale ten nie potrafił dać mu jednoznacznej odpowiedzi. Melikson na boisku wyprawiał cuda, prowadził Wisłę do mistrzostwa Polski w 2011 roku z takim luzem, że wydawało się, że ekstraklasa bardzo szybko stanie się dla niego za ciasna. Jeśli chodzi o kadrę sam nie wiedział, czego chce, być może słuchał rad menedżera i wyszedł na tym najgorzej, jak można.
Pojechał na zgrupowanie reprezentacji Izraela w eliminacjach mistrzostw Europy. W tym samym czasie jego agent Dudu Dahan sondował możliwość gry swojego zawodnika dla Polski. Smuda był za, prezes PZPN Grzegorz Lato – także. Melikson nie zadebiutował w kadrze Izraela, bo nagle zaczął leczyć kontuzję i wrócił do Krakowa. Kiedy potwierdził, że chce grać dla kraju, z którego pochodzi jego matka, rozpętał burzę. Dostał setki mejli i smsów od znajomych z kraju i nagle zmienił zdanie. – Maor się wystraszył, wiadomo jak jest w Izraelu – podsumował Smuda. A piłkarz nagle zapomniał, że potrafi grać, po tamtym zamieszaniu nigdy nie wrócił już do wysokiej formy.
W Wiśle traktowany jest na specjalnych zasadach. Oszczędza się go, pilnuje żeby nie przeziębił, bo wiadomo – Maor w każdej chwili może mieć nawrót geniuszu i wtedy będzie dla drużyny niezbędny. Tyle, że od dawna jest już tylko swoim cieniem. Klub, który jeszcze rok temu nie chciał go puścić za niezłe pieniądze do Celtiku Glasgow, teraz daje mu wolną rękę w poszukiwaniu nowego pracodawcy. Melikson stał się dla Wisły kamieniem u nogi, zarabia za dużo, gra za słabo. W styczniu 2011 roku przychodził do Krakowa z Hapoelu Beer Szewa za 600 tysięcy euro, w szczytowej formie Wisła wyceniała go na 3 miliony euro, teraz puści za grosze, żeby zwolnić się z konieczności płacenia kontraktu.