Kiedy przychodził pan do Legii, mówiono, że firma się zwija, a pan musi zrobić to jak najmniej boleśnie.
Słyszałem o tym, ale nie wyobrażam sobie, by coś takiego się wydarzyło. Nikt mi takich rozwiązań nawet nie sugerował. Przyszedłem do klubu w połowie sezonu, budżet był już ustalony i tego się trzymamy. Oczywiście brakuje nam pieniędzy, które moglibyśmy wywalczyć w fazie grupowej Ligi Europejskiej.
Zapowiadał pan zmiany w wynagrodzeniach.
Otworzyło się okienko transferowe. To czas rozmów, negocjacji. Uważam, że żaden zawodnik pierwszej drużyny, a już zwłaszcza taki, który pokazał, że ma duże możliwości, nie może zarabiać pięciu tysięcy złotych. Ale nie wyobrażam sobie, żeby ktoś, kto nie gra w ogóle, pobierał co miesiąc kilkadziesiąt tysięcy. Jesteśmy na dobrej drodze do porozumienia, by już na wiosnę takich zawodników w kadrze nie było. Nie mamy problemów z tymi, którzy przez kilka lat pokazali, że potrafią grać w piłkę na bardzo wysokim poziomie, a ostatnio mieli gorszy okres. Chodzi raczej o takich, którzy do wysokiego poziomu nigdy się nawet nie zbliżyli.
Wierzy pan, że kibice z Żylety na wiosnę będą przychodzić na mecze?
Tak, te miejsca będą zajęte, bo prawdziwi kibice chcą oglądać swoją ukochaną drużynę. Nie ma żadnej wojny z fanami, przynajmniej od kiedy ja jestem prezesem. Chciałbym, żeby pewne rzeczy się zmieniły, i to niezależnie od postawy kibiców. Na przykład nie może być tak, że ludzie czekają dwie godziny na mrozie, chcąc wejść na stadion. To nie jest żaden element negocjacji, po prostu wiem, że to niedopuszczalne. Klub dołoży wszelkich starań, żeby zaproponować ludziom, którzy kupią bilety, jak najwyższy standard. Nie dyskutujemy z kibicami, nie organizuję okrągłego stołu, bo uważam, że nie ma takiej potrzeby. Myślę, że na wiosnę nasz stadion będzie pełny.