54 żyjących członków złotych drużyn dostanie jednorazowo 100 tys. reali (prawie 50 tys. dol.), a co miesiąc będzie otrzymywać ponad 3,9 tys. emerytury (ok. 2 tys. dol.).
– Dzięki Pele, Jairzinho, Rivelino czy Tostao świat usłyszał o Brazylii. Mamy dług wobec tych ludzi. Pół wieku temu sportowców traktowano jak rzemieślników, a nasi idole byli prawdziwymi artystami. Czas, by zrekompensować im to, co dla nas zrobili. Mam nadzieję, że społeczeństwo to zrozumie – tłumaczył minister sportu Aldo Rebelo.
Ale nie wszystkim decyzja rządu się podoba. Pytają, dlaczego na podobną pomoc nie mogą liczyć inni sportowcy. Nie akceptują też sposobu finansowania, który obciąży każdego podatnika. Uważają, że powinna się tym zająć federacja piłkarska, a nie państwo.
Tostao, dziś publicysta „Folha de Sao Paulo", odmówił przyjęcia zapomogi. – Nawet w latach 50. czy 60. zarabialiśmy więcej niż zwykli robotnicy. Zresztą, już wtedy otrzymaliśmy odpowiednie premie. Ci, którzy mają kłopoty, powinni być doraźnie wspierani przez rząd, pomoc społeczną czy fundacje, które dbają o byłych sportowców – zauważa mistrz świata 1970.
Ale Marcelo Neves, syn dwukrotnego mistrza świata Gilmara i szef związku zawodowego piłkarzy, twierdzi, że pomoc jest dawnym bohaterom potrzebna i pozwoli im spędzić resztę życia w spokoju i godnych warunkach.