54 mistrzostwa Szkocji i 33 puchary tego kraju nie stanowiły taryfy ulgowej. Latem ubiegłego roku wielka piłkarska firma została zdegradowana do czwartej ligi za długi. Klub pogodził się z nową rzeczywistością, pogodzili się też fani. Takiej frekwencji na tym poziomie rozgrywek nie było jeszcze nigdy, kibice nie odwrócili się od drużyny, która prowadzi w tabeli z dużą przewagą. Pobity został rekord świata, gdy na meczu czwartej ligi pojawiło się ponad 37 tysięcy ludzi.
Nagle okazało się jednak, że piłkarska federacja planuje przeprowadzenie reformy. Czwarta liga zostałaby zlikwidowana, trzecia – poszerzona, co oznaczałoby, że rozgrywki w tym sezonie nie mają żadnego sensu, bo i tak w następnym najlepsze drużyny spotkałyby się szczebel wyżej. W Glasgow zawrzało. Prezes klubu Charles Green zagroził, że jeśli władze nie wycofają się z pomysłu, Rangersi zrezygnują z grania w Szkocji.
- Nie widzę sensu narażania moich piłkarzy na złamanie nosów w meczach, które nie mają żadnej stawki. Jeśli reforma dojdzie do skutku powinniśmy zrobić sobie przerwę do sierpnia – mówił w klubowej telewizji Green.
Gdzie Rangersi mogliby uciec? Nie mają zbyt wielu możliwości. Zaproszenie najsilniejszych klubów ligi szkockiej do angielskiej Premiership na razie pozostają nieaktualne, tym bardziej że w najwyższej klasie w swoim kraju Glasgow Rangers mogłoby się pojawić dopiero w 2015 roku. Green wspomniał o możliwości gry w Benelidze, tyle że ta na razie nie powstała, a miałaby się składać z najsilniejszych zespołów połączonych rozgrywek Holandii i Belgii.
- Wiemy o tym, jak międzynarodowe władze reagują na propozycje ligi międzynarodowej. To trudny temat, ale w podobnej sytuacji co my jest Standard Liege, który chciałby przenieść się do Francji. Musimy dyskutować nad tym problemem – mówił Green.