Wydawałoby się, że w kraju pięciokrotnych mistrzów świata i 200 mln selekcjonerów do oglądania futbolu nikogo namawiać nie trzeba. Ale ligowa rzeczywistość nie jest wcale taka wesoła.
Kluby walczą z długami, na stadiony nie walą tłumy, choć sezonowe karnety wykupiło około 350 tys. osób. Władze ligi, zauroczone sukcesem angielskiej Premiership, podjęły współpracę z wielkimi koncernami: Unilever, Ambev, Burger King, Sky Brasil, PepsiCo. Chcą, by w kolejce po karty członkowskie ustawiło się 3,5 mln nowych kibiców.
– To będzie wielki krok naprzód dla brazylijskiego futbolu – zapowiada Ronaldo. Agencja marketingowa dwukrotnego mistrza świata zajęła się promocją projektu, w którym weźmie udział 15 największych klubów, na czele z Corinthians Sao Paulo, Santosem i Flamengo Rio de Janeiro, który w samej Brazylii ma 35 mln kibiców.
Pieniądze ze sprzedanych karnetów zwiększyłyby znacznie przychody klubów, pomogłyby zmodernizować infrastrukturę, a w przyszłości może zatrzymać odpływ młodych gwiazd do Europy. – Nie chcemy być cały czas eksporterem talentów. Mogę sobie wyobrazić, że ta inicjatywa pozwoli nam zatrzymać kolejnych Neymarów – mówi prezydent Santosu Luis Alvaro de Oliveira Ribeiro.
Projekt jest też częścią przygotowań Brazylii do organizacji przyszłorocznych mistrzostw świata. Ma stworzyć modę na kibicowanie na stadionach, a nie tylko przed telewizorem. W ubiegłym sezonie frekwencja na meczach ligowych wyniosła 14,7 tys., co dało brazylijskiej Serie A 14. miejsce na świecie, za japońską J-League, argentyńską Primera Division czy amerykańską MLS.