Po ostatnim gwizdku przegranego meczu z Chorwacją na Wembley, po którym reprezentacja Anglii pożegnała się z mistrzostwami Europy, trener Steve McClaren stał się obiektem drwin. Do dyspozycji miał piłkarzy, z których każdy w swoim klubie uchodzi za gwiazdę, a jednak nie poradził sobie ze zbudowaniem z nich drużyny. Nawet jeśli Michael Owen mówiący o tym, że żaden z Chorwatów nie znalazłby miejsca nawet na ławce rezerwowych u McClarena, ma rację, to jednak nie zdaje sobie chyba sprawy, że prowadzenie reprezentacji Anglii to dla większości trenerów misja kamikadze.
McClaren zwolniony został dzień po hańbiącej porażce i od tamtej pory rozpoczęły się poszukiwania jego następcy. – Nie przyjąłbym od nich oferty nigdy w życiu. Kocham swoją pracę, kocham piłkę nożną i poświęcam jej 90 procent swojego życia. Pozostałe dziesięć procent rezerwuję na życie osobiste, a trener reprezentacji Anglii takiej możliwości nie ma, bo jest pod stałą kontrolą mediów. Dla mnie to nie do zaakceptowania – mówi Leo Beenhakker, który zanim przedłużył umowę z PZPN, wymieniany był w gronie kandydatów Football Association.
Okazuje się, że gotowych do podjęcia wyzwania jest jednak kilku trenerów. Wczoraj zgłosił się ten, dla którego 100-procentowa kontrola jest powietrzem, którym oddychał przez ostatnie kilka lat – czyli zwolniony z Chelsea Jose Mourinho. „Jestem gotowy, niech przyjdą i mnie wezwą. Trudno, żebym sam pchał się do nich ze swoją ofertą, ale powiedzcie w federacji, że czekam” – mówi Portugalczyk. Mourinho prowadzi w internetowej ankiecie kibiców na stronie „Timesa”. Zgromadził blisko 37 procent głosów, znacznie wyprzedzając Juergena Klinsmanna i Fabio Capello. Na wieść o jego chęci objęcia kadry entuzjastycznie zareagowało kilku zawodników, zwłaszcza byłych podopiecznych z Chelsea. Kapitan drużyny McClarena John Terry stwierdził nawet, że zatrudnienie Mourinho byłoby najlepszym z możliwych rozwiązań.
Przeciwko kandydaturze Portugalczyka są tylko ci, którzy woleliby na jego miejscu Brytyjczyka. – Nowy trener musi zrozumieć, co dla każdego piłkarza powinny znaczyć angielski hymn i trzy lwy na koszulce. Nie potrafi tego nikt poza prawdziwym Anglikiem. Czy Brazylia, Włochy, Argentyna, Francja, albo Niemcy oddałyby swoje największe narodowe dobro w ręce kogoś obcego? A my mieliśmy już przecież Svena Gorana Erikssona i nie mamy zbyt dobrych wspomnień – mówi Howard Wilkinson, selekcjoner w latach 1999 – 2000.
Zgadza się z nim całkiem spora grupa kibiców, według których osobami potrafiącymi poradzić sobie na tak gorącym stanowisku byliby ekskapitan reprezentacji Alan Shearer lub Martin O’Neil. Ten drugi nie jest co prawda Anglikiem, ale poddanym brytyjskim jak najbardziej, jako Irlandczyk z Północy. Kandydatura O’Neilla była najpoważniejsza już przed rokiem, jednak wówczas trener Aston Villi odmówił z powodu poważnej choroby żony.