Kiedy Didier Deschamps wylosował w Lucernie niemiecką drużynę do grupy z Polską i Austrią, siedzący obok siebie trener Joachim Löw, menedżer kadry Oliver Bierhoff i szef federacji Theo Zwanziger zgodnie się uśmiechnęli, ale potem już interesowało ich przede wszystkim to, kto ewentualnie może się znaleźć na drodze Niemców do finału. Taka jest różnica między drużynami, które spotkają się w Klagenfurcie w pierwszej kolejce meczów grupy B. Tam, gdzie dla nas wielkie turnieje zwykle się kończą, Niemcy dopiero się rozgrzewają. To rekordziści mistrzostw świata, jeśli chodzi o udział w półfinałach (aż 11 razy), trzykrotni mistrzowie Europy. Oprócz nich tylko Francuzi potrafili zdobyć ten tytuł więcej niż raz.
Niemcy są też jedyną z potęg futbolu, której Polacy nigdy nie pokonali nawet w meczu towarzyskim. Z 15 spotkań cztery zremisowali, a 11 przegrali. Ostatni raz w 2006 roku w Dortmundzie, gdy bramka Olivera Neuville’a w ostatnich minutach wyeliminowała Polskę z mundialu. Teraz znów przyjdzie nam się zmierzyć z najbardziej utytułowaną reprezentacją świata po Brazylii i Włochach. Drużyną, której skuteczność i wytrwałość przeszła już na wiele sposobów do piłkarskiej księgi przysłów i powiedzeń, a najsłynniejsza stała się wersja wymyślona przez Gary’ego Linekera.
Tyle tylko, że ta skuteczność dotyczy ostatnio jedynie mundiali, bo ostatnie dwa mistrzostwa Europy skończyły się dla Niemców fatalnie: odpadnięciem już po rundzie grupowej bez choćby jednego zwycięstwa. Zwłaszcza ostatnie mistrzostwa w Portugalii były szokiem i początkiem rachunku sumienia. Drużyna, która w finałach nie potrafiła pokonać nawet Łotwy, potrzebowała nie tyle nowego trenera, ile kogoś, kto wstrząśnie zadowolonym z siebie środowiskiem i zacznie budować coś nowego. Odnowiciel przyjechał z Kalifornii, nazywał się Jürgen Klinsmann, ale niewiele by zdziałał, gdyby na pomocnika nie wybrał sobie cichego i uważanego dotychczas za przeciętnego trenera Joachima Löwa.
Nowy selekcjoner uparł się na Löwa, bo znał go jeszcze z kursu trenerskiego i uważał za bratnią duszę. Zaprosił też do kadry w roli menedżera Olivera Bierhoffa, bohatera finału mistrzostw Europy 1996. Wygrany 2:1 mecz z Czechami, w którym Bierhoff strzelił dwie bramki, to ostatnie zwycięstwo Niemców w ME.
Klinsmann dbał w reprezentacji o entuzjazm i optymizm, Löw o taktykę. Razem podczas niemieckiego mundialu doprowadzili drużynę do trzeciego miejsca, a kraj do szaleństwa. Wprawdzie Rudi Voeller cztery lata wcześniej doszedł z reprezentacją do finału, ale jego sukcesów nikt nie opisywał jako „niemieckiej bajki letniej”. Po pierwsze dlatego, że sukces osiągnął w Korei i Japonii, a nie u siebie, a po drugie – bo od patrzenia na grę jego reprezentacji bolały zęby.