Trzech piłkarzy z „Generacji 1987” już rządzi w klubach i chociaż uciekają od porównań z zawodnikiem, który dał Francji mistrzostwo i wicemistrzostwo świata, dużo szybciej od swojego wielkiego poprzednika osiągnęli poziom dla większości nieosiągalny.
W ostatniej kolejce grupowej fazy Ligi Mistrzów Olympique Lyon pokonał na wyjeździe Glasgow Rangers 3:0, Benzema strzelił dwa gole, a przy jednym asystował. Chłopak pochodzący z Bron – okrytych złą sławą przedmieść miasta – od dwóch lat uważany jest za najszybciej rozwijającego się piłkarza w historii francuskiego futbolu. W kolejce ustawiły się już po niego wielkie kluby i nikogo to nie dziwi. Z byle kim Lyon nie podpisywałby już pięciu zawodowych kontraktów mimo tak krótkiego stażu w drużynie.
Bron to dzielnica zamieszkana przez imigrantów, pełna trudnej młodzieży. Karim miał 15 lat, kiedy jego ojciec, pochodzący z tej samej części Algierii co rodzice Zidane’a, postanowił odseparować go od kolegów z bloku, a także ośmiorga rodzeństwa i wysłał do działającego przy Olympique internatu dla zawodników z zagranicy.
Poza bajeczną techniką i pochodzeniem Benzemę z Zidane’em łączy jeszcze skromność. Zmusić go do zabrania głosu w szatni udało się raz. Klub piłkarski to nie wojsko, ale zjawisko fali piłkarzom nie jest obce. Debiutujący w dorosłej drużynie zawodnik musi powiedzieć przed pozostałymi piłkarzami parę słów. Benzema bronił się przed tym, jak mógł, ale w styczniu 2005 roku, kiedy jako 17-latek pierwszy raz znalazł się w składzie na spotkanie z Metzem, przemówił. Nie miał nic ciekawego do przekazania, jąkał się i dukał, a koledzy z drużyny pokładali się ze śmiechu. W końcu powiedział coś od serca: „Nie wiem, co was tak bawi, skoro wkrótce na boisku zajmę miejsce któregoś z was”. Nikt więcej nie kazał mu już przemawiać.
Benzema w kontaktach z mediami jest francuskim odpowiednikiem Radosława Sobolewskiego. Wywiadów udziela rzadko, ciekawych – nigdy. Twierdzi, że jeszcze niczego nie osiągnął i nie rozumie wrzawy wokół siebie. Nie mieszka już w internacie, wrócił do domu, bo matka gotuje lepiej. Chociaż wydawałoby się, że do reklam się nie nadaje, dział marketingu Adidasa uznał, że w bezbarwności siła, i podpisał z nim kontrakt do 2014 roku.Lyon na napastnika z prawdziwego zdarzenia czekał od dawna.