Może robią to ze strachu przed panem, kiedy wczoraj na treningu zaczął pan uświadamiać im podniesionym głosem, jaki jest sens tego, co robią, niektórzy wyglądali na przestraszonych.
Niech pan przestanie. Grupa, jaką zabraliśmy na Cypr, składa się z młodych chłopców wyróżniających się w polskiej lidze. Mają talent, ale nie mają obycia międzynarodowego. W niektórych przypadkach ten talent może eksplodować za chwilę, w innych później, a w niektórych wcale. Ponieważ poziom ligi polskiej jest znacznie niższy niż Bundesligi czy kilku innych zachodnich lig, przygotowanie naszych graczy do najważniejszych meczów też jest inne. Stąd duża różnica w umiejętnościach między tymi, którzy są teraz w Pafos, a ich kolegami, którzy przyjadą w poniedziałek. Z jednymi i drugimi trzeba pracować inaczej i mówić do nich innym językiem. Czasami głośno, żeby do wszystkich dotarło.
A kiedy pracuje pan, na przykład, z piłkarzami Feyenoordu, to jakim językiem pan do nich mówi – jak do tych młodych zdolnych Polaków czy ich kolegów grających za granicą?
Zdecydowanie jak do starszych. Z prostego powodu. Holenderscy piłkarze w wieku 18 - 19 lat są już przygotowani do gry na najwyższym poziomie. To wynika z filozofii szkolenia i profesjonalnej edukacji. W Polsce dochodzi się do tego później. Rafael van der Vaart debiutował w Ajaksie, nie mając 20 lat. Kilku innych sławnych dziś piłkarzy holenderskich podobnie. Tam to jest efekt szkoły, a w Polsce raczej wyjątkowego talentu i szczęśliwego przypadku.
Co pan im pan tak głośno tłumaczył, że aż pootwierali usta?
Staram się im uświadomić współczesny futbol. Pokazać błędy, podkreślić wagę mocnego podania, udowodnić, że wygranie meczu nie zależy od nóg, tylko od głów. Samo bieganie bez myślenia nie wystarcza. Jedno z drugim musi iść w parze.