Dziś w kasach stadionu na Łazienkowskiej rusza sprzedaż karnetów. Włodarze klubu nie mają jednak co liczyć na krociowe zyski. Powód – od siedmiu miesięcy atmosfera na trybunach w niczym nie przypomina piłkarskiego święta. Większość kibiców bojkotuje bowiem właściciela drużyny, koncern medialny ITI oraz władze klubu, i ogląda mecze w milczeniu.
Doping na Legii się skończył po zeszłorocznej awanturze w Wilnie podczas pucharowego meczu. W przerwie spotkania chuligani wtargnęli na boisko i stoczyli bitwę z policją. UEFA wyrzuciła Legię z europejskich rozgrywek, a klub wydał wojnę chuliganom, zabraniając kilkudziesięciu z nich wstępu na stadion. Fani żylety, na której zasiadają najzagorzalsi kibice skupieni w Stowarzyszeniu Kibiców Legii Warszawa, i część kibiców z trybuny krytej, stanęli murem za ukaranymi. Przez całą rundę jesienną na stadionie panowała wisielcza atmosfera.
Kibice uważają, że władzom klubu nie zależy na zakończeniu konfliktu. – Już kilka razy prosiliśmy o spotkanie, ostatnio w styczniu. Bez skutku – twierdzi Michał Wójcik z SKLW.
Prezes Legii Leszek Miklas odpowiada: – Zależy nam na wszystkich kibicach, ale nie możemy się zgodzić na łamanie prawa . Podaje przykład: – Jeżeli pirotechnika na stadionach jest zakazana, to ja nie będę dyskutował, czy można wnosić na trybuny małe race zamiast dużych.Klub przedstawił stowarzyszeniu ultimatum. Na początek SKLW musi zawiesić nieformalne, bo bez udziału władz klubu, wyjazdy na mecze Legii organizowane poza Warszawą.
– Bandyci w barwach klubu sieją w Polsce zgrozę i przynoszą klubowi wstyd. Na własne oczy widziałem tzw. promocje na stacjach benzynowych, czyli pospolite złodziejstwo. To się musi skończyć – mówi dyrektor ds. bezpieczeństwa na Legii Stefan Dziewulski.