Reklama
Rozwiń

Znakomity początek roku kadry Beenhakkera

Zwycięstwo nad szóstą drużyną świata, nawet w meczu towarzyskim, ma swoją wartość. Bramki strzelili Wojciech Łobodziński i Mariusz Lewandowski, a Artur Boruc obronił rzut karny

Aktualizacja: 11.02.2008 10:34 Publikacja: 07.02.2008 02:33

Znakomity początek roku kadry Beenhakkera

Foto: AFP

Nazwiska czeskich piłkarzy i kluby, w których występują, robią większe wrażenie niż Polaków. Od Petra Cecha (Chelsea) w bramce, po Jana Kollera (Norymberga) i Milana Barosa (Portsmouth) w ataku. I kiedy Czesi już w pierwszej akcji podeszli pod bramkę Artura Boruca, wydawało się, że nasze szanse w tym meczu raczej nie będą duże.

Od szóstej minuty nastroje zmieniły się całkowicie. W środku boiska Dariusz Dudka zdobył piłkę i podał prostopadle tak, jak uczono w futbolowych podręcznikach nad Wełtawą tuż po rozpadzie Austro-Węgier. Krótko mówiąc, Dudka zagrał w „czeską uliczkę“.

Dwaj środkowi obrońcy, jeden z Lazio (David Rozehnal), drugi z Juventusu (Zdenek Grygera), popełnili błąd w ustawieniu. Mieli nadzieję, że sędzia liniowy podniesie chorągiewkę, ale nie miał ku temu powodu. Wojciech Łobodziński ruszył z piłką na bramkę i, jak później opowiadał, na trzęsących się nogach kopnął piłkę obok Cecha. Polska prowadziła 1:0 i atakowała nadal.

Łobodziński strzelił gola już w szóstej minucie i polska drużyna atakowała nadal

Pięć minut później Euzebiusz Smolarek otrzymał podobne podanie od Artura Wichniarka, biegł na bramkę, nie mając obok siebie obrońców, ale strzelił tak, że Cech zdołał odbić piłkę ręką. Po tych sytuacjach Czesi zwarli szyki, teraz oni częściej atakowali i też byli bliscy zdobycia goli. Nasi piłkarze nie nadążali za przeciwnikami i często przerywali ich akcje faulami. Każdy rzut wolny stanowił spore zagrożenie.

Dwumetrowy Jan Koller jest trudny do upilnowania dla każdego obrońcy. Ale jeśli niemal każda akcja kończyła się podaniem do niego, to było już łatwiej ją przewidzieć. Mimo to po jednym z wolnych toczącą się wzdłuż naszej bramki piłkę wybił Marcin Wasilewski, a w 20. minucie strzał Kollera z trzech metrów obronił Artur Boruc.

Dziesięć minut później Polacy zdobyli drugiego gola. Poprzedziła go piękna akcja po prawej stronie. Po dośrodkowaniu Łobodzińskiego piłkę trochę przypadkowo odegrał Smolarek i Mariusz Lewandowski strzelił z 18. metra w samo okienko bramki. Strzał był tak mocny i celny, że czeski bramkarz nie był w stanie odbić piłki.

Po trzech kolejnych minutach Czesi wywalczyli rzut karny. Milan Baros, najlepszy technicznie czeski napastnik, jeszcze dzień wcześniej grał przez kilka minut w meczu drugiej reprezentacji z Grekami. Przeciw Polsce spędził na boisku 90 minut, podczas których dawał się we znaki każdemu naszemu obrońcy.

W drugiej połowie, kiedy obydwaj trenerzy przeprowadzili zmiany, gra nie była już tak ładna

Gdyby nie chciał wjechać z piłką do bramki, częściej podawał kolegom, drużyna miałaby z jego umiejętności większy pożytek. Baros umiejętnie wykorzystał atak Boruca, zaczepił o rękawicę polskiego bramkarza i upadł w polu karnym, a w takich sytuacjach sędziowie zwykle przyznają rację atakującemu.

Jedenastkę wykonywał Koller, najbardziej pechowy piłkarz na boisku. Nie dość, że nie zdołał strzelić gola z gry, to nie udało mu się też z 11 metrów. Strzelał zbyt blisko bramkarza, w jego lewy róg, po ziemi. Boruc bez trudu złapał piłkę.

W drugiej połowie, kiedy obydwaj trenerzy przeprowadzili zmiany, gra nie była już tak ładna. Teraz przewagę zdobyli nasi przeciwnicy, jednak znowu atakowali dość schematycznie i za każdym razem zatrzymywali ich obrońcy lub – w ostateczności – Łukasz Fabiański.

Bramkarz Arsenalu nie miał takich okazji do pokazania swojej klasy jak Boruc, ale jego spokój i pewność siebie musiały odbierać wiarę rywalom. Koller wciąż miał pecha, a Jaroslav Plasil w dobrej sytuacji strzelił nad bramką.

Polacy byli bliscy zdobycia bramki w ostatniej minucie, kiedy przeprowadzili kontratak z udziałem czterech zawodników. Niestety, Maciej Żurawski zwlekał z podaniem i szansa przepadła. Po Żurawskim widać brak ogrania. Artur Wichniarek, choć gra regularnie, też nie miał przesadnych powodów do zadowolenia. Grał przez 45 minut, dostanie powołanie na następny mecz, z USA.

Cała drużyna zasłużyła na pochwały. Największe należą się obydwu bramkarzom, Wojciechowi Łobodzińskiemu, Mariuszowi Lewandowskiemu, Dariuszowi Dudce i Jackowi Bąkowi. To było udane zakończenie pożytecznego zgrupowania.

Bramki:

W. Łobodziński (6), M. Lewandowski (30). Żółte kartki: M. Żewłakow (Polska); Z. Grygera, J. Koller (Czechy). Sędziował M. Stamatis (Cypr). Widzów ok. 1000.

Polska:

Boruc (46, Fabiański) – Wasilewski, Bąk (46, Jop), Żewłakow, Bronowicki (76, Wawrzyniak) – Łobodziński (83, Murawski), Dudka, Lewandowski, Krzynówek – Smolarek (66, Zahorski), Wichniarek (46, Żurawski)

Czechy:

Cech – Pospech, Grygera, Rozehnal, Ujfalusi (46, Kadlec) – Sionko (76, Vlcek), Matejovsky, Polak, Plasil (84, Kulic) – Koller, Baros

Leo Beenhakker, selekcjoner reprezentacji polski

Zwycięstwo nad taką drużyną jak Czechy jest bardzo cenne. Wbić Czechom dwie bramki i nie stracić żadnej to powód do radości, bo jest to przecież jedna z najlepszych reprezentacji na świecie. Oczywiście atmosfera meczu towarzyskiego jest zupełnie inna niż walka o punkty, ale każde zwycięstwo cieszy. Pierwsza połowa w naszym wykonaniu była bardzo dobra, miałem jedynie zastrzeżenia do gry obronnej. Nie chodzi mi tylko o postawę samych obrońców, ale także pomocników, którzy powinni się włączać do obrony. W drugiej połowie było pod tym względem trochę lepiej. W sumie – jestem zadowolony, ale chciałem, żeby zawodnicy byli cały czas w grze. Myśleli o tym, co robią, nie wyłączali się. Grali dobrze przez pół godziny, a powinni przez półtorej. Wiem, że to nie jest łatwe, lecz właśnie dlatego tak ciężko pracujemy.

Michał Listkiewicz, prezes PZPN

Wielka sprawa, bo pokonanie Czechów odbije się echem w świecie. Ważne jest też to, że dzięki takiemu zwycięstwu zawodnicy uwierzą, iż można pokonać nawet teoretycznie lepszych. Ale poza tym wszystkim, nie przesadzałbym z zachwytami. Forma ma przyjść w czerwcu, a nie teraz.

Wojciech Łobodziński

Nie pamiętam, kiedy grałem przeciw drużynie, która tyle biega. W dodatku Czesi zmieniali ciągle pozycje, co sprawiało nam kłopot. U nich pomocnicy tylko na początku ustawili się według planu, a potem już nie wiadomo było, gdzie, kto gra. Przy bramce najpierw spojrzałem na sędziego bocznego. Nie podniósł chorągiewki, więc pobiegłem na bramkę i sam nie wiem, czy myślałem, kto w niej stoi, czy nie. Chyba jednak tak, bo nogi mi się trochę zatrzęsły. Na szczęście nie na tyle, żeby nie trafić. To nie ja wymyśliłem skrót swojego nazwiska na koszulce (Lobo – przyp. red). Po prostu całe się nie mieściło i napisano je w skrócie.

Łukasz Fabiański

Bardzo się cieszę ze zwycięstwa, ale dla mnie nie ma większego znaczenia, przeciw komu gram. Do każdego meczu przygotowuję się tak samo. Koncentruję się bez względu na to, jaka drużyna gra przeciwko mojej. Oczywiście tak wysoki napastnik jak Koller jest niebezpieczny, ale jak widać, jemu też można dać radę.

Artur Boruc

Nie czuję się bohaterem. Pamiętajcie, że grała cała drużyna, a nie tylko ja. Nie wiedziałem, jak Koller strzela karne. Po prostu położyłem się w odpowiednią stronę i on tam trafił. Zresztą słabo strzelił. To wszystko. A czy gramy z Czechami, czy z Andorrą – zawsze na poważnie. Pod tym względem coś w drużynie zmieniło się na lepsze.

Michał Żewłakow

Koller to stary cwaniak. Łokcie pracują mu lepiej niż nogi. Lubi uderzyć, nadepnąć na obrońcę, a potem płacze, że ten gra przeciw niemu nie fair. Ale żadnych scysji nie mieliśmy, to wszystko było w normie, tym bardziej że on czasami też przeprosi, a żaden z nas nie jest brutalem. No i bramki nie strzelił. Prawdę mówiąc, wolę grać przeciw komuś takiemu jak Baros – szybkiemu dryblerowi. Jego można zatrzymać, a Koller może raz dostać piłkę na głowę i przeciwnik przegrywa mecz. Takie sparingi są od tego, żeby poprawić to, co jeszcze nie bardzo wychodzi.

Mariusz Lewandowski

Gol mi się udał. Jak się dobrze trafi, to nawet najlepszy bramkarz świata nie da rady obronić. Dobrze się zaczął rok i to jest najważniejsze. Przeciwnik był bardzo trudny. Czesi mieli dużo wyćwiczonych schematów. Czasami nie bardzo wiedzieliśmy, co zrobić, ale często też udawało się nam przewidzieć ich zagrania. Graliśmy lepiej w pierwszej połowie, ale wpływ na naszą grę w drugiej miał nie tylko przeciwnik, ale i prowadzenie dwiema bramkami.

Maciej Żurawski

Cieszymy się, ale to tylko jeden z meczów. Jeszcze wiele przed nami. Ważne jest to, że dobrze rozpoczęliśmy rok. Ale trzeba spokojnie do tego podejść, nie zadzierać nosa dlatego, że wygraliśmy z Czechami. To był mój pierwszy mecz od dłuższego czasu, sam wiem, że brakuje mi ogrania. Muszę grać, mam nadzieję, że w Larissie pójdzie mi lepiej niż ostatnio w Celticu i zacznę grać regularnie w klubie, co będzie z korzyścią także dla reprezentacji.

Piłka nożna
Żegluga bez celu. Michał Probierz przegranym roku w polskiej piłce
Piłka nożna
Koniec trudnego roku Roberta Lewandowskiego. Czas odzyskać spokój i pewność siebie
Piłka nożna
Pokaz siły Liverpoolu. Mohamed Salah znów przeszedł do historii
Piłka nożna
Real odpalił fajerwerki na koniec roku. Pokonał Sevillę 4:2
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Piłka nożna
Atletico gra do końca, zepsute święta Barcelony
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku