Nazwiska czeskich piłkarzy i kluby, w których występują, robią większe wrażenie niż Polaków. Od Petra Cecha (Chelsea) w bramce, po Jana Kollera (Norymberga) i Milana Barosa (Portsmouth) w ataku. I kiedy Czesi już w pierwszej akcji podeszli pod bramkę Artura Boruca, wydawało się, że nasze szanse w tym meczu raczej nie będą duże.
Od szóstej minuty nastroje zmieniły się całkowicie. W środku boiska Dariusz Dudka zdobył piłkę i podał prostopadle tak, jak uczono w futbolowych podręcznikach nad Wełtawą tuż po rozpadzie Austro-Węgier. Krótko mówiąc, Dudka zagrał w „czeską uliczkę“.
Dwaj środkowi obrońcy, jeden z Lazio (David Rozehnal), drugi z Juventusu (Zdenek Grygera), popełnili błąd w ustawieniu. Mieli nadzieję, że sędzia liniowy podniesie chorągiewkę, ale nie miał ku temu powodu. Wojciech Łobodziński ruszył z piłką na bramkę i, jak później opowiadał, na trzęsących się nogach kopnął piłkę obok Cecha. Polska prowadziła 1:0 i atakowała nadal.
Łobodziński strzelił gola już w szóstej minucie i polska drużyna atakowała nadal
Pięć minut później Euzebiusz Smolarek otrzymał podobne podanie od Artura Wichniarka, biegł na bramkę, nie mając obok siebie obrońców, ale strzelił tak, że Cech zdołał odbić piłkę ręką. Po tych sytuacjach Czesi zwarli szyki, teraz oni częściej atakowali i też byli bliscy zdobycia goli. Nasi piłkarze nie nadążali za przeciwnikami i często przerywali ich akcje faulami. Każdy rzut wolny stanowił spore zagrożenie.