Trzech sprawiedliwych, czyli z miłości do gwizdka

Wiosną pierwszy raz mecze polskiej ligi będą sędziowali zawodowcy: Grzegorz Gilewski i jego asystenci

Publikacja: 23.02.2008 00:32

Trzech sprawiedliwych, czyli z miłości do gwizdka

Foto: AGENCJA ps

W Anglii, Francji, Hiszpanii i we Włoszech wszyscy sędziowie ligowi są zawodowcami. W Norwegii oraz Holandii – tylko najlepsi. W Niemczech zawodowstwa formalnie nie ma, ale w praktyce jest. Sędzia główny otrzymuje za prowadzenie meczu w Bundeslidze 8 tysięcy euro. Dla takiej kwoty można już zrezygnować z innych prac.

W Polsce tak wysokich zarobków nie będzie. Grzegorz Gilewski jako sędzia główny będzie dostawał miesięcznie 12 tysięcy złotych brutto, a asystenci Rafał Rostkowski i Maciej Wierzbowski – po 8 tys. Sędziowie mają swoje firmy i będą wystawiać związkowi faktury. Muszą za te pieniądze dojechać na mecz, zapłacić za hotel, ubezpieczyć się, opłacić podatek i koszty przygotowania. W przypadku tej trójki dochodzą jeszcze pieniądze za mecze międzynarodowe. Wyjazd na Ligę Mistrzów to dla sędziego głównego zarobek rzędu 3–4 tysięcy euro.

Wierzbowski urodził się w roku 1971, Rostkowski – 1972 a Gilewski – w 1973. – Mentalnie jestem sędzią zawodowym od 4–5 lat, a w praktyce od dwóch – mówi Rostkowski. – Decyzja związku jest usankcjonowaniem stanu faktycznego.

Rostkowski miał 15 lat, kiedy chciał się zapisać na kurs sędziowski. W PZPN skierowali go do Warszawskiego OZPN, a tam powiedzieli mu, żeby przyszedł, jak podrośnie. Uparł się i nie dość, że rozpoczął kurs, to rok później podszedł do sędziego Michała Listkiewicza i zaproponował mu współpracę. Listkiewicz był tak zaskoczony, że się zgodził. Zabierał go jako liniowego na mecze pokazowe, aż doprowadził do pierwszej ligi.

Rostkowski ma za sobą współpracę z “Gazetą Wyborczą” i funkcję zastępcy kierownika działu warszawskiego “Życia”. Cztery razy zmieniał pracę, żeby móc sędziować. Nie założył rodziny, nie ma dzieci. Żyje z gwizdka. To jego zawód i miłość.

Gilewski pochodzi z Radomia. W młodości był bramkarzem Radomiaka, w którym na środku obrony grał jego przyjaciel z sąsiedztwa Maciej Skorża, dziś trener Wisły Kraków. Obydwaj kończyli AWF w Warszawie. Skorża poszedł w świat, a Gilewski został w Radomiu. Jak sam mówi, ma żonę z głową do interesów. Prowadzą zakład jubilerski, pod miastem mają hotel z restauracją, a w tym roku, w Radomiu, otworzą drugi. Przyznaje, że to, co zarobi na sędziowaniu, jest tylko dodatkiem.

Przypadek Wierzbowskiego jest jeszcze inny. Doktor nauk technicznych, wykładowca Politechniki Gdańskiej, prowadzi badania na temat suszenia drewna. Dla niego – odwrotnie niż dla Gilewskiego – uczelniana pensja stanowi dodatek do tego, co zarobi, biegając z chorągiewką. Jako jedyny z tej trójki wie, co to mistrzostwa świata. Na mundialu w Korei i Japonii był liniowym.

Czy nowa sytuacja zmieni jego życie? – Do tej pory to był półprofesjonalizm. Kiedy wyjeżdżałem na mecze lub trwające po kilkanaście dni turnieje, brałem urlop – mówi Wierzbowski. – Nie zrezygnuję z pracy na uczelni, ale jeśli będę musiał, to ją ograniczę.

Wszyscy trzej przygotowują się do meczów jak piłkarze. Wierzbowski i Gilewski mają swoich prywatnych trenerów. Gilewski trenuje codziennie z reprezentantem Polski w biegach średnich Grzegorzem Krzoskiem. – Do niedawna sędziowie przebiegali w ciągu meczu 11–12 km – mówi Gilewski – Dziś 14–15. Gra stała się szybsza, zawodnicy są lepiej przygotowani pod względem fizycznym. Tego samego wymaga się od sędziów. Wróciłem niedawno ze zgrupowania sędziów FIFA na Wyspach Kanaryjskich, gdzie szkolono nas i poddawano egzaminom w trzech dziedzinach: fizycznej, psychologicznej i typowo sędziowskiej. Każdemu przydzielono psychologa. Ja ze swoim, Hiszpanem, muszę się kontaktować niemal codziennie. Obowiązkowo w dniu meczów. To już jest prawdziwe zawodowstwo.

Grzegorz Gilewski znalazł się w wybranej przez FIFA grupie 50 najlepszych sędziów świata, objętych przygotowaniami do mundialu w RPA. Latem Gilewski będzie sędzią technicznym mistrzostw Europy. Wcześniej i później poprowadzi mecze pucharowe i międzynarodowe. A jak on, to i obydwaj jego asystenci.

W Anglii, Francji, Hiszpanii i we Włoszech wszyscy sędziowie ligowi są zawodowcami. W Norwegii oraz Holandii – tylko najlepsi. W Niemczech zawodowstwa formalnie nie ma, ale w praktyce jest. Sędzia główny otrzymuje za prowadzenie meczu w Bundeslidze 8 tysięcy euro. Dla takiej kwoty można już zrezygnować z innych prac.

W Polsce tak wysokich zarobków nie będzie. Grzegorz Gilewski jako sędzia główny będzie dostawał miesięcznie 12 tysięcy złotych brutto, a asystenci Rafał Rostkowski i Maciej Wierzbowski – po 8 tys. Sędziowie mają swoje firmy i będą wystawiać związkowi faktury. Muszą za te pieniądze dojechać na mecz, zapłacić za hotel, ubezpieczyć się, opłacić podatek i koszty przygotowania. W przypadku tej trójki dochodzą jeszcze pieniądze za mecze międzynarodowe. Wyjazd na Ligę Mistrzów to dla sędziego głównego zarobek rzędu 3–4 tysięcy euro.

PIŁKA NOŻNA
Niechciane dziecko Gianniego Infantino. Po co światu klubowy mundial?
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką
Piłka nożna
Polskie piłkarki awansowały na Euro. Czy to coś zmieni?
Piłka nożna
Wielkie pieniądze Orlenu dla PZPN
Piłka nożna
Polskie piłkarki zagrają na Euro. Kiedy poznają rywalki?
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Piłka nożna
Barcelona na piątkę. Wygrywa bez Roberta Lewandowskiego i przerywa złą serię
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska